niedziela, 20 lipca 2014

Rozdział XVI

Rozdział chciałabym zadedykować Małej Jędzy.
 Dziękuję, że wciąż ze mną jesteś i wiernie komentujesz moje wypociny :)


            Ania westchnęła i zaczęła opowiadać o swoim śnie co wiąże się z wydarzeniami wczorajszej nocy. Dziewczyny słuchały zaciekawione i przerażone jednocześnie.
- Najgorsze jest to – powiedziała brązowooka na końcu swojej wypowiedzi – Że nie wiem co z tym zrobić. – przyjaciółki poklepały ją po ramieniu.
- Damy radę – powiedziała Marti.
- Nie rozumiecie?! – wykrzyknęła w odpowiedzi Łowczyni – Skoro zabił ojca Izy to w każdej chwili może zabić was! Nie podarowałabym sobie gdyby to się stało.
            Dziewczyny przytuliły się.
Czas na wojnę. Walka już się zaczęła. Pierwsza bitwa przegrana…
Czas wezwać wojsko… trzeba porozmawiać z Agatą o jej zdolnościach i prosić, wręcz błagać, żeby jednak wybrała dobro.
- A gdzie Magda – zapytała nagle Iza. Dziewczyny popatrzyły po sobie przestraszone.
            Zaczęły do niej dzwonić. Nie odbierała. Zadzwoniły do jej rodziców. Nic.
Już zbierały się, żeby do niej jechać, ale do Izy ktoś zadzwonił.
- Musicie do mnie przyjechać jak najszybciej – usłyszały głos blondynki dochodzący z telefonu- To piekielnie ważne. Spieszcie się – i połączenie zostało przerwane.
             Dziewczyny spojrzały po sobie i wybiegły z pokoju. Trzasnęły drzwiami frontowymi i już siedziały w samochodzie Izy.
            Magda czekała za nimi na ganku. Była blada z podkrążonymi oczami i rozczochranymi włosami.
- Spałaś? – zapytała rozśmieszona Martyna.
- Agata. – powiedziała Magda na powitanie –Ona… i Klaus… oni… razem – mówiła jakby nie obecna, zamyślona. Przełykając ślinę po każdym słowie – Za późno, spóźniłyśmy się! – powiedziała wreszcie normalnie.
- Co?! Ale jak to możliwe? – spytała Ania uświadamiając sobie o co chodzi przyjaciółce.
            Weszły do salonu. W oczy od razu rzucały się jaskrawo żółte ściany. Blondynka kucnęła przy szklanym, okrągłym stoliku, reszta dosiadła się do niej.
- Nie wiem jak to się stało, ale miałam sen – spojrzała na dziewczyny znacząco – Byłam na jakiejś leśnej polanie i za krzaków wyszła Agata. Ubrana w purpurowy płaszcz, podobny do twojego – zwróciła się do Ani – Tez taki po kostki i z wielkim kapturem. I mówiła, że jest bronią. Ale to nie był jej głos, to był okropny, gardłowy, taki skrzeczący dźwięk. Ona… albo to coś, mówiło, że jest potężniejsza nawet od niej, tak jakby była potężniejsza sama od siebie. Że już wstąpiła do swojej armii. Wiem, że była też rozmowa o tobie – znów spojrzała na Anie –Ale nie pamiętam… chyba miałam się tobą cieszyć… i coś jest nie tak… ze mną albo z tobą. Nie pamiętam. – złapała się za skronie.
            Przez chwile nikt się nie odzywał. Każda dziewczyna analizowała przed chwilą wypowiedzianą formułkę. Te wydarzenia były bardzo dziwne. Każde zdanie do siebie nie pasowało, było inne. Nic nie łączyło się w całość.
- Ja nic nie rozumiem – wyszeptała Marti.
- Ja… znaczy się – zaczęła Ania – wydaje mi się, że znowu zostałaś opętana – swoją wypowiedź skierowała do Madzi – A na pewno Agata. Ty faktycznie mogłaś tylko śnić. Skoro mówiła czyimś głosem to ten ktoś jest potężny, a strasznie mi się wydaje, że był to Klaus. – dziewczyny wstrzymały oddechy – Tak. A to znaczy, że przegrałyśmy.
- Nie przesadzaj – powiedziała Iza – Może jeszcze uda nam się przeciągnąć ją na właściwą stronę.
- Wierzysz w cuda? – zapytała lekko pogardliwie brązowooka.
- Tak, tak wierze – odpowiedziała dumnie.
- Ja też… ale nie w takie.
            Siedziały tak nie odzywając się do siebie prawie godzinę. Rozmyślały co się z nimi teraz stanie? Czy w ogóle uda im się wyjść cało z tej „strasznej bajki”?
Zaczynają się straszne czasy. I jak na złość wplątała w to swoje przyjaciółki. Czas też powiedzieć Damianowi, nie chce umrzeć w okolicznościach których chłopak nie będzie potrafił wyjaśnić. Właśnie nadszedł ten moment na szczerą rozmowę z ukochanym.
            Poderwała się z kanapy na której siedziała wraz z Izą i Magdą.
- Wracamy do domu. Nie wpuszczajcie obcych. Jeśli macie boczek włóżcie małą kosteczkę do kieszeni i się z nią nie rozstawajcie.
- Boczek?
- Tak, jest znacznie lepszy niż czosnek – dziewczyny spojrzały po sobie zdziwione, ale potem się roześmiały. Kto by przypuszczał, że mięso jest lepsze niż to małe, białe, śmierdzące warzywo.
            Trójka brunetek wyszła z domu blondynki. Zawiozły do domu Marti, a potem przyjechały do domu Ani.
Zjadły zimne już gofry i poszły do pokoju brązowowłosej. Po mimo dość wczesnej godziny wyszykowały się do snu. Ania ze strychu znów zniosła stary materac i śpiwór, pod którymi spała w czasie wizyty Julii.
Po szybkich prysznicach ułożyły się do snu. Nie rozmawiały zbyt dużo. Już po chwili słychać było spokojny oddech Izy. Niestety Ania nie mogła zasnąć. Kręciła się na materacu, siadała potem znowu się kładła. Wreszcie wstała. Obtuliła się kocem i zeszła na duł. Siadła w kuchni z szklanka mleka. Cały czas przed oczami miała wizje swojego snu. Okropnej twarzy Klausa, rozerwanej szyi ojca swojej koleżanki. Wciąż czuła to przerażenie jakiego doznała matka Izy.
Niedługo też cie to spotka. Usłyszała straszny skrzek w swojej głowie. Już gromadzę armię, wiesz? Długo sobie nie pożyjesz.
- Jeśli myślisz, że się boje, to jesteś w błędzie – powiedziała, ale czuła, że w jej organizmie jest totalny brak odwagi.
Wiem, że ty nie czujesz strachu o własną bladziutką skórę. Ale pomyśl tylko co mogę zrobić z tym blondaskiem, może i jest  prawie tak samo silny jak ja czy ty, ale jest gotowy się poświęcić. Wystarczy, że wcince mu jakiś kit o twojej śmierci. Do głowy dziewczyny zaczął wpływać natłok myśli, porównań i hipotez. Damian silny? Ja silna? Coś tu jest nie tak…
- Łżesz! Nie wieże ci.
Ohh… jak miło. Właśnie stwierdziłem, że te twoje dziewczynki są bezbronne nie tak jak chłoptaś. One są ludźmi! Dla nich śmierć jest czymś nieuniknionym. I co z tego czy przyjdzie prędzej czy później? A ta brunetka tak słodko śpi… słychać było jeszcze wybuch śmiech który cichł…
            Ania przerażona groźbą wampira, bo jego ostatnie słowa z pewnością można tak nazwać, biegła po schodach strasznie się potykając. Jakby schody chciały zrobić jej na złość. W końcu wpadła do pokoju.
Dzięki Bogu Iza leżała w łóżku smacznie śpiąc. Ale okno było otwarte, a na parapecie siedział ogromny kruk. Jego błyszczące, czarne oczy wydawały się być rozbawione.
Do brązowowłosej zaczęły nabiegać fakty łączące Klausa z ptakiem. Wampiry na polance koło rzeki i kruk, na jej oknie wiecznie kruk, pod szkołą też zaatakował ją kruk.
- Nie wejdziesz tu Klaus. Nie dasz rady – powiedziała dziewczyna spokojnym szeptem, choć wewnącz niej się gotowało.
Ptaszysko rozpostarło skrzydła jakby szykowało się do ataku. Brunetce przyszło na myśl, że może jednak zaklęcia nie zadziałają, bo nie jest czarownicą, że ktoś jednak wpuścił go do domu za sprawa hipnozy. Ptaszysko wzbiło się w górę, zaczęło lecieć wprost na dziewczynę. Ale w ostatniej chwili wzbiło się w górę. Brązowooka nie czekając na powtórne pojawienie się wampira zamknęła okno. Dziękowała Bogu, że mężczyzna jednak nie przebił się przez zaklęcia obronne. Położyła się do śpiwora, ale nie żeby spać, lecz aby czatować.

Ania szła do szkoły z lekko zaczerwienionymi oczami. Nie udało jej się nie spać całą noc, bo zanudziłaby się na śmierć. Więc nie wyglądała najgorzej po mimo tylko trzech godzin snu. Iza została w domu, koło dziesiątej miała jechać do szpitala zobaczyć co z mamą.
Kiedy dziewczyna wchodziła  na teren szkoły, dało się wyczuć w uczniach jakąś adrenalinę. Nie wiedziała czy ma to odebrać dobrze czy raczej był to jakiś dziwny atak wampirów. Jednak twarze dziewczyn były roześmiane, a chłopców jakby zakłopotane, ale również szczęśliwe.
Weszła do szkoły a w oczy rzucił się jej wielki plakat wiszący na ścianie korytarza. Praktycznie co kawałek zawieszony był mniejszy z tą sama informacją. Brunetka podeszła do jednego z mniejszych przy którym było mniej osób. Czytając treść uśmiech wpełzł na jej twarz jednak szybko go zegnała.
Bal sylwestrowy, teraz? Co roku czekała na niego jak mała dziewczynka na swój pierwszy bal przebierańców, ale musieli go zorganizować właśnie w tym czasie? Teraz kiedy musi szykować się na pogrzeb, kiedy czas zacząć przygotowywać się na wojnę, kiedy musi strzec swoje przyjaciółki.
            Nagle ktoś obiął ja w tali i zakręcił w powietrzu. Z jej ust wyrwał się cichy pisk, ale oprawca go usłyszał i postawił na ziemi. Teraz dziewczyna wpatrywała się w głębokie niebieskie oczy swojego blondyna. Uśmiechnął się do niej i odsunął na „bezpieczną odległość” bo tak dziewczyna nazywała ten odstęp po między nimi.
- Czytałaś? – spytał, ale nie czekał na odpowiedź – Więc rozumiem, że idziemy razem? – jednak jego słowa wcale nie zabrzmiały pytająco.
- Hymm, jeśli ktoś zaprosi mnie ładniej, to nie wiem czy ze mną pójdziesz…
- A więc… Czy zechcesz się ze mną wybrać na ten Bal Sylwestrowy, kochanie? – ukłonił się jej jak arystokraci w renesansie.
- Nie. – chłopak zrobił zawiedzioną minę, ale nie podważał decyzji dziewczyny.
- No tak… zapomniałem o Izie.
- No właśnie, myślę, że ona nie pójdzie i nie chce zostawiać jej samej.
- Rozumiem. Ale jeśli ona by szła, ty wybrałabyś się ze mną?
- Tak, myślę, że zrobiłabym to z wielką przyjemnością – ugięła kolana, a rękoma udawała, że trzyma syknie, przedrzeźniając tym samy jego wcześniejszy ruch.
- Trzymam cię za słowo, piękna pani – wyszczerzył swoje białe zęby. Wygłupiali się tak  do póki nie zabrzmiał dzwonek.
            Magda nie pojawiła się na lekcjach, więc Ania spędzała dużo czasu z Martyną, która już snuła plany o balu i prawie się rozpłakała kiedy doszły do niej fakty o sytuacjach jakie niedawno miały miejsce. I choć bardzo chciała iść przyznała Ani racje i też pójdzie tylko jeśli wybierze się tam Iza.
            Kiedy brunetka wróciła do domu jej przyjaciółka właśnie jadła obiad wraz z panią Irwin. Obydwie uśmiechnęły się do niej i zaprosiły do wspólnego spożycia jakiejś morskiej ryby.
- Jak się czuje twoja mama? – zapytała Ania kiedy już znalazły się w jej pokoju.
- Już lepiej, naprawdę jest z nią dużo lepiej – powiedziała z uśmiechem – Ale powiedz lepiej w co masz zamiar ubrać się na bal? – brunetkę zatkało.
- Ja, nie miałam w planach iść – wyksztusiła wreszcie.
- No co ty? Czekasz na to od nowego roku i nie chcesz iść?
- Przecież cię nie zostawię.
- Zostawisz? Ja też idę! – teraz Ania naprawdę nie wiedziała co powiedzieć. Jej przyjaciółka zachowywała się zupełnie inaczej niż miała.
             Choć Ani cos nie pasowało w jej zachowaniu cieszyła się, że dziewczyna nie pogrąża się w rozpaczy doprowadzając się do depresji. Więc po chwili zachwyciła temat i razem planowały to „wielkie wydarzenie”. Nie mając jeszcze pojęcia, że słowo „wielkie” zamieni się na „straszne”.
            Ta noc również nie była dla Ani łaskawa. Dziewczyna znów strasznie się wierciła w swoim śpiworze. Nie miała już siły na kolejne przekręcenie się więc wstała i ubrała się w strój łowcy. Wiedziała, że to trochę, a nawet bardzo niebezpieczne, ale nie mogła tak bezczynnie leżeć.
A zabijanie teraz już sprawiało jej nawet przyjemność. Relaksowała się widząc przerażone oczy wampira, bo to w końcu rzadki widok. Czoła wtedy, że mści się za ojca, pomimo, że miał go tylko jednego a tych potworów zabiła już setki.
            Szła ciemną uliczką w swojej czarnej pelerynie. Jej kroki zagłuszał śnieg, którego w poświacie nocy nie szło odróżnić od chodnika, był tak samo czarny. W tych czasach nawet jasność zmuszona jest ustąpić czerni.
I nagle usłyszała krótki przeraźliwy krzyk. Szybki ruch. Czyjś krok. Swój wzrok skupiła na miejscu w którym przed chwilą widziała jak cos się poruszyło. Zaczęła iść w tamtym kierunku, powoli, skradając się. I zobaczyła młodą dziewczynę przygwożdżoną do ściany przez… czarne coś? Wysoka, umięśniona postać, w czarnej pelerynie po kostki, pochylona nad szyją „zdobyczy”. Wyjęła kołek przymocowany do paska i znów zaczęła się skradać.
Zdziwiła się, że wampir jeszcze o  niej nie wie. Była już tak blisko. Wyraźnie słyszała, płytki szybki oddech dziewczyny. Dłoń z kołkiem uniosła i lekko odchyliła do tyłu. Jej ręka poleciała w dół. I nagle… Ania sama do końca nie wie co się stało. Wszystko wydarzyło się w jednej sekundzie. Kołek już prawie wbił się w plecy wampira. Zobaczyła ptaka lecącego prosto na nią. Dziewczynę której rozdarła drewnem koszulkę, osuwająca się po ścianie na śnieg. Puściła szybko swój przyrząd do zabijania, by pochwycić dziewczynę. Ułożyła ją wygodnie pod ścianą. Zaczęła się rozglądać do o koła.
Myślała gorączkowo.
Skoro zamienił się w ptaka to musi być tym pieprzonym łowcą! Zaraz, zaraz… to może być Klaus. Więc skoro i jeden i drugi ma mnie zabić, teraz się nie wycofa. Ale nie dam się tak łatwo.
Umrę z godnością.
            Usłyszała za sobą łopot skrzydeł. Odwróciła się w ta stronę. I znów z tyłu, usłyszała kroki. Ten ktoś w ogóle się nie skradał, szedł pewny siebie po chodniku, a jego kroki dudniły w uszach Łowczyni. Powoli odwróciła się za siebie. Przygotowała się do obrony. Była gotowa. Mogła walczyć i umrzeć. Nie robiło jej to różnicy. Już nie była sama ze swoja tajemnicą. Magda, Iza i Martyna już wiedziały o jej życiowym ciężarze.  
Na swoich ustach poczuła zimną dłoń. O jej policzek, otarł się inny, zimny jak lód. Na swojej tali poczuła silne ramie. Jej stopy powoli odrywały się od ziemi. Nie czuła śniegu.

Leciała! Najprawdziwiej w świecie leciała. A trzymające ja mocne ramiona, były takie przyjazne. Delikatnie ja obejmowały. Na swoim policzku poczuła krótki, zimny pocałunek. Niby taki krótki, a zawrócił dziewczynie w głowie. Już wiedziała, że to nie Klaus i, że ten wampir mimo swojej natury nie chciał zrobić jej krzywdy. Zobaczyła oczy  koloru nieba, ale nie tego teraz, nieba w słoneczny dzień, kiedy słońce rozświetla ten błękit pięknymi złotymi promieniami. Cii, spij kochanie, śpij usłyszała przyjazny cichy głos w swojej głowie. Nie opierała się mu. Zamknęła powieki.

~_~_~_~_~_~_~
I co myślicie o tym rozdziale?
Początek nie jest zadawalający, ale końcówka chyba może być...
Dziś również proszę o komentarze :)

6 komentarzy:

  1. Ja nadal nie wiem co to za złe wydarzenie :c
    Hmm... chociaż to będzie złe (ale fajne)
    To chyba spotka kogoś złego skoro fajne :)
    Poczekamy zobaczymy a i świetny rozdział, tylko szkoda mi Ani prze to co przechodzi, te zamartwiania i wgl.
    Chociaż to pokazuje siłę przyjaźni ;D
    To chyba mój najdłuższy komentarz
    A i to ja Agata ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Mmm rozdział pyszniutki! Bardzo mi się podobał. Co do końcówki to myślałam, że to będzie Klaus, a tu proszę Damian (mam nadzieje) Ciekawa jestem gdzie on ją zabrał.
    No nic muszę czekać... Do zobaczenia w następnym rozdziale :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękny rozdział :) faktycznie dużo się działo, ale to dobrze. Bardzo przyjemnie się czytało. Czekam na nn =)

    OdpowiedzUsuń
  4. Uuu ekscytujący rozdział :) Bardzo mi się podoba, już nie mogę doczekać się balu ^^ i początku nowego rozdziału kiedy Ania zobaczy swojego "porywacza"...

    OdpowiedzUsuń
  5. Początek podobał mi się średnio, ale każde zdanie było lepsze od poprzedniego :)

    OdpowiedzUsuń