czwartek, 5 lutego 2015

Rozdział XXIV


            Nie tak to miało wyglądać. Nie w tę stronę miało się potoczyć.
To oni mieli zaskoczyć Klausa swoim przygotowaniem do bitwy. To on miał się przestraszyć.
A to znowu on jest górą. To on morduje. To on straszy.
- Nie płacz kochanie – odezwał się Damian, głaszcząc ją po włosach – On to obserwuje, cieszy się z twojego strachu.
- Ale… ja nie mogę. To mnie zabija od środka – wyszeptała nie patrząc na niego – to ja miałam być mordercą, a staje się ofiarą… tak jak oni.
   Chłopak spojrzał na ścianę którą pokrywały zdjęcia. Wczoraj ich nie było, a we wszystkich górowała czerwień. Rozerwane gardła, nadgarstki, ciała od których ktoś, a raczej Klaus, oderwał kończyny. Zakrwawione pełne strachu twarze z pozbawionymi wyrazu oczami. Kobiety, mężczyźni, dzieci. Nie oszczędził nikogo. Swoje zbrodnie dokumentował robiąc zdjęcia. Aby odebrać odwagę brunetce przykleił je nad jej biurkiem, przypominając tym samym o uciekającym czasie. Zdjęcia ułożone były w liczbę 105. To potwierdziło teorie Damiana o liczbie godzin, a nie dni.
   Upłynęło już tyle czasu. Armia Klausa już na pewno jest przygotowana, a oni dopiero ja zbierają. To  nie wróży zbyt dobrze. Ich szansę wynoszą 2 do 1000. Jedyna nadzieja, to to, że dziewczyną uda się przekonać Agatę do powrotu na jasną stronę.
-Ania! Kolega do ciebie – z dołu doszedł ich głos mamy Ani.
A po chwili pukanie do drzwi. Brunetka w panicznym tempie zaczęła zrywać zdjęcia i wpychać je do szuflady biurka. Damian podszedł do drzwi i otworzył je delikatnie tak by nie było widać wnętrza pokoju.
- To ty – warknął do nowo przyszłego chłopaka.
- Ja tez cię nie lubię – odpowiedział, a Ania rozpoznała Kacpra.
Ten przepchnął się przez blondyna i wszedł do pokoju. Podszedł do Ani i otworzył szufladę, którą dopiero zamknęła. Wyjął z niej parę zdjęć i przyjrzał się im uważnie. Łowczyni nie wiedziała co robić, a wampir wyglądał na wściekłego, ale nie ruszył się od zamkniętych drzwi nawet o metr.
W końcu dziewczyna wzięła zdjęcia od bruneta i spojrzała na niego pytająco.
- Więc, twój umarlak nie powiedział ci nic? – zapytał zamiast odpowiedzieć. Ania spojrzała na Damiana. – Co wampirku, nie miałeś odwagi? – Wampirku? Brunetka otworzyła szeroko oczy. On wie?
- Za dużo szczekasz – warknął blondyn.
- Umarlaki w ogóle powinny nie istnieć.
- A zmutowane psy? Myślę, że nie…
- Lepiej zmutowany niż martwy…!
- O co do cholery chodzi?! – Wrzasnęła zdezorientowana dziewczyna.
- Pamiętasz jak mówiłem ci, że krążą wokół ciebie psy? Twój przyjaciel jest wilkołakiem…
- A chłopak wampirem.
- Kacper… naprawdę?
- Pokazać ci ogon, skarbie – powiedział sarkastycznie. – Jednak nie przyszedłem tu, żeby pokazywać wam mój tyłek. Jestem tu w interesach. - dodał po chwili.
Blondyn już chciał coś powiedzieć, ale uciszyła go Ania podnosząc rękę i Kacper warcząc.
-Moje stado – kontynuował, jednak przerwała mu Ania.
- To jest was więcej?
- Jesteś łowczynią, a nie wiesz nic o wilkołakach? Dziewczyno odrób lekcje – zaśmiał się, jednak trochę urażony. – Więc jak mówiłem moje stado zgodziło się pomóc w walce z K… K… kimś tam. Nam też ostatnio się trochę naraził, zwłaszcza tymi zdjęciami. Nie ma nas wielu, ale z tą gromada wampirów sobie poradzimy.
- Nie rozumiem… Czemu  się naraził?
- A twoim zdaniem tak rozerwać na strzępy mógł człowiek… czy nawet wampir? – Spytał trochę zły, ale nie na Anie, na Klausa. – Tu ewidentnie widać pazury. Omamił dwóch z nas, a potem kazał zabijać i im się powiesić, blisko naszej polany w postaci wilków… na przestrogę – dokończył pogardliwie.
- Jezu…
- Hej wszystkim – zawołały chórem Iza, Magda i Martyna.
- O kogo my tu mamy? – zaśmiała się Magda.
- Już wychodzę – powiedział Kacper zmierzając do drzwi, jednak zatrzymała go Ania.
- Myślę, że musisz zostać – powiedziała z uśmiechem – dziewczyny wszystko wiedzą, no i musisz nam powiedzieć gdzie staną wilki.
- Jakie znowu wilki?! – krzyknęła Martyna – Mam dość tych wszystkich dziwnych stworzeń.
   Wszyscy się roześmiali. Jednak i Martyna przysiadła w kółku nad mapą leśnej polany, którą pamiętała Magda z opętania i Damian, który to zrobił i pod postacią kruka obserwował wszystko z drzewa. Łowczyni nie odważyła się powiedzieć dziewczyną kto opętał Magdę, a i Damian się do tego nie kwapił.
Zaznaczyli wszystkie pomysły jakimi zaświeciła wczoraj Martyna, ale tym razem to Damian z Kacprem mieli główny głos, przez co dochodziło do częstych kłótni po miedzy nimi. W końcu jednak ustalili wszystko dokładnie. Broń, położenie, taktykę, obowiązki poszczególnych członków grupy.
Kiedy Kacper wracał do domu, choć teraz nikt nie był do końca pewny (może z wyjątkiem Damiana) gdzie tak właściwie szedł brunet, było już ciemno.
Dziewczyny został trochę dłużej, by dowiedzieć się więcej o zdjęciach, i o liczbie pozostałych godzin.
- Dziewięćdziesiąt trzy! – zawołał ktoś za okna.
Dziewczyny podbiegły by zobaczyć, kto zna ta sprawę, jednak nikogo już nie było.

Gdy odjeżdżały, jak zwykle samochodem Izy, Ania wyszła by je pożegnać, Damian z nią. Gdy samochód zniknął z za kretem i blondyn pożegnał się z brunetką. Odszedł kawałek i wzbił się w niebo pod postacią wielkiej sroki.

~*~
Witajcie kochani :*
Przepraszam, że wstawiam rozdział dopiero o takiej godzinie, ale wystąpiły kłopoty... wiecie jak to bywa z zazdrosnym rodzeństwem.
I co myślicie o Kacprze? Omamiony przez Klausa, czy rzeczywiście ma dobre intencje?
Wielkimi krokami zbliżamy się do bitwy. Cieszycie się?
Do zobaczenia w następnym rozdziale   ILY  <3

Proszę Was o komentarze :) 

poniedziałek, 19 stycznia 2015

Rozdział XXIII



            Ukłucie nie trwało długo, już po sekundzie zastąpiła je fala miłości i przyjemności. Czuła się tak dobrze. Była spokojna, szczęśliwa. Czuła miłość Damiana, i wydawało jej się, że i on czuje jej uczucia.
Znalazła się w białym pomieszczeniu. Wielkim, nie było widać ścian. Wydawał się bezkresny.
- Halo?! – zawołała w otchłań. Nie było odpowiedzi, nie było echa. Była tylko ona.
Nagle tuż przed nią pojawił się człowiek. Ubrany w czarną staroświecką pelerynie, z pod niej wystawał poniszczony garnitur z lat 60. Do niego zaczęła podchodzić kobieta. Ubrana w cygańską suknie. Ramiona obwiązywała długa chustą. Jej wzrok był pozbawiony uczuć, całkowicie pusty. Tęczówki były pobladłe, ich błękit prawie zlewał się z białkami.
- Choć kochanie – powiedział mężczyzna, łapiąc cygankę z rękę. Ten głos był tak znajomy, tylko za bardzo zachrypły.
Obią dziewczynę, odsłonił jej szyje i pocałował. Oczy kobiety zalśniły niebieskim kolorem i na powrót zbladły. On jej nie całował! Gryzł ją!
Ruszyła w ich stronę z przyzwyczajeniem szukając drewnianych naboi w kieszeniach, ale uświadomiła sobie, że jest w sukience. W białej, przewiewnej i strasznie długiej. Końcowe falbany sukni zlewały się z lśniąco białą posadzką.
Jej zdziwienie nie trwało długo, ponieważ rozległ się dźwięk tłuczonego szkła. Spojrzała przed siebie. Już nie było wampira i cyganki, był człowiek, lekko przygarbiony zbierający resztki po filiżance.
Poczuła potężne szarpnięcie w okolicy przepony. Wielki ból na szyi. Zaczęło braknąć jej powietrza. Zaczęła się dusić. Czuła jak coś wciąga ja do środka pustki.
            Otworzyła szeroko oczy i nabrała gwałtownie powietrza. Prosto w jej oczy wpatrywały się inne, intensywnie niebieskie. Była u siebie w domu, w swoim pokoju. Jednak wciąż coś ściskało ją w okolicach przepony.
- W porządku? – Zapytał zatroskany Damian.
- Tak. Ja… ja nie wiem jak to opisać.
- To chyba moja wina – odpowiedział nie patrząc na nią – Pozwoliłem ci dojść do moich wspomnień. Nie chciałem byś czuła ten ból. Przepraszam – powiedział wstając.
- Nie, to na pewno nie to – powiedziała zdecydowanie za głośno dziewczyna, nie pozwalając tym samym dojść chłopakowi do okna.
 - Do zobaczenia za trzy godziny – uśmiechnął się ponuro i wyskoczył przez okno, a w powietrze wbiła się ogromna sroka.
            Nawet przy śniadaniu Ania myślała o tym białym, niekończącym się pomieszczeniu. O tej dziwnej pustce. I o uczuciach Damiana, które jej przekazywał. Ona czuła się wtedy spełniona, kochana, szczęśliwa. Ale ofiary, które obroniła przed tymi potworami… nie, nie, nie, przed wampirami, już nie mówi na nie potwory, nie sprawiały wrażenia zadowolonych.
Mieszała już całkowicie rozmokłe płatki, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Pewnie poczta, pomyślała. Do kuchni weszła  pani Irwin prowadząc za sobą wysokiego blondyna. Brunetka uśmiechnęła się mimowolnie na jego widok.
- Zostaw te płatki i idźcie do pokoju – powiedziała jej rodzicielka z uśmiechem.
Ania odstawiła miseczkę na blat kuchenny i wyszła na korytarz do czekającego za nią Damiana. Przytuliła się na powitanie, a on odwzajemnił uścisk z równą siłą, ale się nie odezwał. Poprowadziła go do pokoju, a on otworzył przed nią drzwi.
Wtuliła się w niego powrotem brudząc łzami jego koszulkę.
Krew.

Ofiary.

   ~*~
Mam kolejny rozdział.
przepraszam za spóźnienie, ale wczoraj miałam wyjazd i wróciła późno, a dziś jeszcze wylądowałam w szpitalu. 
Rozdział wyszedł krótki, ale chciałam go przerwać w odpowiednim momencie. teraz jednak tak myślę, że jest aż za krótko.
No nic, do następnego :)

Proszę o komentarz =)

czwartek, 1 stycznia 2015

Rozdział XXII



            - Nic nie widziałam, nic nie słyszałam. – odezwała się Ania zanim zrobił to podchodzący do niej funkcjonariusz policji.  – Po fajerwerkach wszyscy usłyszeli krzyk i pobiegli w stronę łazienek. A potem zobaczyłam tą… - zatrzymała się szukając odpowiedniego słowa jednak nic nie przychodziło jej do głowy. W końcu zdecydowała się na najbardziej młodzieżowe i puste stwierdzenie – Masakrę.
            Była na siebie zła. Wręcz wściekła. Przyjechała tu, aby bronić ludzi, a dopuściła do prawdziwej rzeźni. Ta wilka plama krwi, czuła ten miedziany nieco słodkawy zapach. Gdy zamykała oczy wciąż widziała głowę Justyny w umywalce. Te zawsze zarozumiałe, wesołe oczy, stały się całkowicie puste. Zawsze żarzący się błękit wyglądał jak woda z kałuży.
Gdyby umarła w innych okolicznościach, Ania na pewno by tak nie rozpaczała, ale Justyna zginęła prze nią. To ona nie dopilnowała by wszystko było w porządku. To ona nie wytropiła Klausa przed ta katastrofą. To ona nie wyczuła żadnego innego wampira. To ona się spóźniła…
- Wiem, że jesteś w szoku – powiedział policjant łapiąc ja za ramie i lekko nim potrząsając. – Ale musisz nam pomóc. To ty pierwsza dotarłaś na miejsce zbrodni?
- Tak, zrobiło mi się zimno i zaczęłam szybciej wracać z pokazu sztucznych ogni.
- Nie zauważyłaś, żeby ktoś wychodził, albo kręcił się w środku a nie na zewnącz?
- Nie.
- No cóż… więc dziękuje. – powiedział i odszedł do kolejnej dziewczyny znajdującej się w pobliżu brunetki. Ta była znacznie bardziej roztrzęsiona.
            Ania, Magda, Iza i Martyna siedziały w pokoju Łowczyni czekając na przybycie Damiana. Bal został zamknięty zaraz po tym strasznym morderstwie. Policjanci ciągle spacerowali po salach, badali miejsce zbrodni. Więc Ania nie miała jak dostać się do łazienki, aby sprawdzić, poszukać jakiś dokładniejszych poszlak, które dla funkcjonariuszy wydały by się zbędne.
Coś zastukało w szybę, a Marti aż podskoczyła. Na parapecie stała ogromna sroka i patrzyła na nie przenikliwe ciemno niebieskimi oczami. Ania podeszła do okna i otworzyła je. Ptak wleciał do środka już w locie powiększając się, kształtując. Damian miękko wylądował na podłodze. Dziewczyny patrzały na niego przerażone z lekko rozchylonymi ustami.
- Dziękuje, że im nie powiedziałaś – odezwał się do Ani a potem pomachał dziewczyną uśmiechając się sztucznie.
- Miałeś pilnować. Miałeś zadbać, żeby te wampiry niebyły zbyt blisko ludzi! – naskoczyła na niego od razu Łowczyni.
- Zabiłem ich trójkę! – Krzyknął choć nie powinien, wiedział, że nie powinien. – Przepraszam, że nieładem sobie rady z Klausem i pozostałą dwójką. – dodał sarkastycznie.
- Czy ty jesteś… - zaczęła Iza wtrącając się w rozmowę.
- Tak jestem wampirem. Pokazać ci kły, a może od razu je w ciebie wtopię?
Chłopak był wściekły. Nie na Anie, która naskoczyła na niego zupełnie bez powodu, ale na siebie. Nie udało mu się ochronić jej, jej przyjaciółek. Nie zrobił nic, aby znowu zbliżyć się do swojej ukochanej. Myślał też, że kiedy napisała do niego SMS-a, żeby przyszedł chce się z nim pogodzić. Miał już nadzieje, która zgasła gdy zobaczył wszystkie cztery dziewczyny.
Był o to wściekły i czuć to było przez powiew jego mocy w pokoju. Dziewczyny się wzdrygnęły, no oprócz Ani. Kto by się spodziewał?
- Nie krzycz na nie! – odezwała się brunetka, karcąc blondyna. – Przejdźmy do rzeczy. Chce cię prosić o pomoc – westchnęła. Nigdy nie prosiła o pomoc w takich sprawach. – Jesteś bardziej doświadczony niż ja. Chciałabym, żebyś obmyślił plan ataku na Klausa.
- Ataku? – zapytał nie wierząc, że ona to powiedziała. – Czy ty zwariowałaś? On cie za bije. A ja.. ja nie mogę cie stracić – dokończył szeptem, ale był pewny, że to dosłyszała.
- Tak, a jeśli się nie mylimy mamy 113 dni. - powiedziała nie zwracając uwagi na jego słowa, jednak coś ukuło ją w serce.
- Myślę, że w jego wypadku to nie są dni… obawiam się, że to godziny.
- To znaczy, że mamy tylko cztery dni. – powiedziała zawiedziona Magda – Wampir pewnie będzie chciał walczyć o północy.
            Resztę czasu spędzili na obmyślaniu planu. Każdy dał coś od siebie, choć Damian najwięcej, bo na większość pomysłów dziewczyn uśmiechał się wymownie. Martyna wykazała się tu trzeźwym umysłem. Nikt nie znał jej od tak bojowej strony.
Broń mieli. Trzeba ja będzie tylko przynieść ze schowka w piwnicy. Ania z Damianem zajmą się Klausem i jego wampirami, a dziewczyny spróbują przywrócić Agatę na właściwą stronę. To może się udać, ale będą potrzebowali pomocy.
Podczas pracy Damian zerkał co jakiś czas w kierunku Ani. Dobrze byłą ją mieć znów przy sobie. Czuł i jej wzrok na swoim ciele. Pragnął jej. Już nie tylko krwi, pragnął jej ciała. Chciał przytulić ja do siebie. Pocałować. Chciał robić na co nie pozwalał sobie kiedy jeszcze byli razem. Wiedział, że brunetka czuła się lekceważona, niepotrzebna, kiedy nie pozwalał się przytulać, kiedy stronił od jej dotyku. Ale tak strasznie się bał, że zatopi swoje spragnione kły w jej żyłach.
- Czy twoje serce bije? – Spytała Magda Damiana, kiedy już wychodziły z pokoju Ani.
- Nie. Przestało kiedy straciłem najcenniejszą rzecz w moim życiu.– powiedział spoglądając na stojąca w drzwiach Anie.
Magda skinęła głową dając znać, że zrozumiała. Wyszły. Brunetka odprowadziła je do drzwi, żegnając się z przyjaciółkami. Wsiadły do samochodu Izy i odjechały.
Dziewczyna wróciła do pokoju i zastała tam siedzącego na jej biurku blondyna.
- Nie mogę tak po prostu wyjść – powiedział schodząc z mebla. – Potrzebuje cie. Proszę, nie przekreślaj tego co było między nami. Wiem, że jeszcze coś do mnie czujesz. Słyszę przyspieszone bicie twojego serca – rzekł kładąc dłoń na jej piersi.
Ania nie wiedziała co zrobić. Kochała go. Szczerze go kochała i trudno było jej siedzieć koło niego i nie dotykać go, po mimo, że zawsze lekko się odsuwał. Nie myśleć o nim jako jej chłopaku. Ale co jeśli nie ma dla nich przyszłości. Co jeśli ona zabije go, albo on ją jeśli nie będzie mógł się powstrzymać i zacznie pić jej krew? Sam zabrał ją kiedyś do kina i pokazał jak kończą się takie związki. To on pokazał jej ich czarną przyszłość.
- Ja… Damian, a co jeśli nie ma dla nas przyszłości? Co jeśli życie chce, żebyśmy byli wrogami?
- A co jeśli chce nas połączyć? Może jesteśmy dla siebie stworzeni. Ty, aby wprowadzić spokój i dobroć w moje życie, ja aby pokazać ci czym jest nieśmiertelność.
- Damian ja… - Nie wytrzymała, rzuciła się w jego ramiona. Obieła go i czuła jego dłonie ściskające jej plecy i miękkie pocałunki na ramieniu.
Zatopiła się w jego pocałunku wplątując palce dłonie w jego włosy. Jej pokój przestał istnieć. Liczyła się tylko Ania i Damian. W jej umyśle eksplodowały wszystkie wspomnienia z nim. Czuła jakby się unosiła. Uczucie ich szczęścia, miłości przepełniało ich ciała i umysły.
Ania poczuła na języku coś ostrego. A zaraz potem w jej podświadomość wdarł się głos chłopaka Przepraszam. Ania uśmiechnęła się.
- Czy zostaniesz moją dziewczyną? – zapytał kiedy oderwał się od jej malinowych ust.
- Nie odtrącisz mnie już więcej? – odpowiedziała pytaniem na pytanie. – Wiem, że pewnie trudno było ci przy mnie wytrzymać, ale obiecaj, że znajdę pocieszenie w twoich ramionach. – kiwnął głową i ona zrobiła to samo. Niema przysięga ich wieczności.
 – Już na zawsze?
- Zostanę jeszcze dłużej jeśli ci się nie znudzę. – odparła z uśmiechem.
Znów ją pocałował. Tym razem delikatniej, ale przesłał w ten pocałunek całą swoją miłość do tej bladej brunetki, w której zakochał się widząc ją w ciemną noc na drzewie.
- Damian… - zaczęła dziewczyna nieśmiało – Jeśli chcesz… ja chce – zatrzymała się myśląc co powiedzieć jak to wyrazić. Blondyn już wiedział o co chodzi. Przepełniła go radość i podniecenie. Ale czy to na pewno jest bezpieczne? Nie chce jej skrzywdzić. – Kocham cię.
- Jesteś pewna? Nie chce, żebyś robiła to ze względu na mnie.
Wiedział, że to wymaga z jej strony złamania wielu zasad. Poniżenia ze strony łowczyni. I odwagi.
- Wtedy to było wspaniałe uczucie – powiedziała zbierając włosy z ramion i przenosząc je na plecy.

            Chłopak z uśmiechem podniósł ją łapiąc za plecy i nogi. Pocałował w czoło idąc do jej łóżka. Siadając spojrzał na nią z uśmiechem, odwzajemniła go przytakując. Pochylił się nad nią i zatopił kły w jej żyle. Słodka, życiodajna krew zaczęła napływać do jego ust. Przesłał jej swoje myśli. Pełne miłości, szczęścia i podziękowań.

~*~
Hej Misie :)
I jak domyślaliście się, że to Justyna? Cieszycie się, że nasi bohaterowie do siebie wrócili? I jak myślicie, spędzą z sobą wieczność, czy Klaus coś namiesza?

Jak pewnie zauważyliście, informacje o nowym rozdziale znajdziecie w "Aktualnościach". niestety nie daje rady dodawać rozdziałów regularnie, a tak przynajmniej będziecie mieli jakąś informacje.
To do następnego Kochani :*

Proszę o komentarz :)

niedziela, 21 grudnia 2014

Rozdział XXI



            Jechały samochodem Izy. Nie panowała w nim zbyt rozrywkowa atmosfera mimo, że jechały na bal Nowo Roczny. Wiedziały, że dużo sobie nie potańczą, zdawały sobie sprawę, iż bezpieczeństwo ludzi obecnych na balu zależy od nich. Dodatkowo sprawę pogarszała wystająca z bagażnika kosa. Był to element przebrania Ani, ale prawdziwy i ostry.
            Zaparkowały na parkingu przed szkołą. Bal odbywał się na dużej sali gimnastycznej i korytarzu łączącym ją z resztą szkoły.
Ludzi było już bardzo dużo. Paru nauczycieli, studytów i głównie młodzież licealna.
Tegoroczne ozdoby były naprawdę zjawiskowe. Osoby z kółka plastycznego musiały się nieźle natrudzić. Nad wejściem wisiał wielki napis „Bal Noworoczny”, a nad wejściem do Sali gimnastycznej „Szczęśliwego Nowego Roku”. Z sufitu na korytarzu wisiała kolorowa serpentyna. Ściany przyozdabiały rysunki petard i kieliszków szampana, gdzie nie gdzie przyklejone było ciastko. Natomiast sala gimnastyczna przystrojona była w nieco mroczniejszy sposób. Ze ścian uśmiechały się duszki i wampirki. Pod ścianą rozłożona była scena, na której będzie występowała szkolna kapela rockowa.
            Ludzie zaczęli się zbierać w najróżniejszych przebraniach, tak, że trudno było kogokolwiek rozpoznać. Ania wypatrywała Damiana i Klausa. Jeden i drugi był niebezpieczny dla otoczenia. Choć Łowczyni wiedziała, że blondyn nie jest taki, ale „przezorny ubezpieczony”.
- Kurde, ale Damian się przebrał. Wygląda jak prawdziwy wampir – powiedziała Iza.
Widząc zbliżającego się chłopaka. Czarny frak, biała koszula poplamiona krwią, bo bardzo możliwe, że była prawdziwa i czarne spodnie. Z ust wystawały dwa śnieżnobiałe, ostre jak brzytwa  kły, które na pewno były prawdziwe. Z błękitnych, z pozoru szczęśliwych oczu biła złość.
Ani nie mówiła dziewczyną czego się dowiedziała o tym chłopaku. Nie wiedziała jak zareagują i czy Damianowi by to odpowiadało. Tak, po mimo jej przygody z nim liczyła się z jego zdaniem.
- Możemy porozmawiać? – spytał.
- Jeśli masz coś ważnego do powiedzenia.
Obią dziewczynę  ramieniem i zaprowadził na korytarz gdzie było nieco ciszej.
To było uczucie którego Ani brakowało, za którym tęskniła.
- Nie jesteśmy sami – powiedział kiedy się zatrzymali – Wyczuwam wampiry i na pewno więcej niż tylko Klaus.
- Możesz wskazać?
- Nie, niestety, ale mieszają mi się z ludzką krwią.
- Więc musimy się rozdzielić i ich poszukać.
- Myślę, że to nie będzie konieczne. Szukają cię więc prędzej czy później podejdą do ciebie i…
- Ale zanim to zrobią mogą przedtem zabić jakąś niewinną osobę.
- Więc ja o to zadbam – odwrócił się i już chciał odchodzić jednak powiedział jeszcze – Uważaj na wilkołaki, kręcą się koło ciebie – I odszedł.
Ania wróciła do dziewczyn, które już zaczęły tańczyć do muzyki granej przez kapele. Gdy ją zobaczyły przestały się bawić i podeszły z twarzami pełnymi obaw.
- Są tu. Trzeba mieć się na baczność. Jeśli chcecie jechać do domu wsiadajcie w samochód i nie wracajcie – powiedziała szybko rozglądając się.
- Ooo jedziecie do domu? No co wy…? - odezwał się Kacper za ich pleców. Kompletnie nie zauważyły kiedy przyszedł.
Przebrany był za wilkołaka, choć za specjalnie się nie postarał. Rozszarpane spodnie, koszula stanowczo za duża poplamiona jakąś klejąca cieczą i sztuczna krwią, również poszarpana. Włosy roztrzepane tak, że każdy skierowany był w inną stronę. Jego oczy były nieco rozkojarzone, rozglądał się tak jak Ania tylko bardziej dyskretnie.
Wilkołak. W brunetce od razu obudziła się przestroga jaką wypowiedział do niej Damian. Ale Kacper? Przecież byli sobie dość bliscy. Zauważyłaby coś, poczuła. Przecież ten uroczy brunet nie może być zły, a tym bardziej wilkołakiem. To tylko przebranie.
- Nie jeszcze nie jedziemy, ustalamy tylko godzinę – odpowiedział mu w końcu Magda.
- W takim razie porywam cię do tańca.
I ruszył z blondynka w wir tańczących par.
            Bal mijał w miarę szybko. Ania nie widziała już później Damiana. Nie pojawił się też Klaus. Nie rozpoznała żadnego wampira. Na szczęście też nic się nie wydarzyło.
Zespół ogłosił, że do nowego roku został pięć minut i czas zbierać się na dworze aby zobaczyć pokaz sztucznych ogni. Tłum zaczął się wylewać na świeżę powietrze.
Trzy…
Dwa…
Jeden…!
W powietrze wyleciał chyba z tuzin fajerwerk. Wybuchały nad niebem w najróżniejszych kolorach. Małe, duże, zielone, czerwone. A potem kolejna porcja.
Po pokazie wszyscy uczestnicy balu zaczęli wchodzić do środka. Zanim kapela zaczęła grać na sali panowała wrzawa, którą przerwał krzyk. Długi, piskliwy i pełen paniki.
Ania wraz z dziewczynami zaczęła biec do toalet z których wydobywał się krzyk. Jednak musiały się przeciskać przez tłum, który też ruszył w tamta stronę.
Łowczyni udało się dobiec jako pierwszej. Przed drzwiami do damskiej toalety stała ładna, ale dość wytapetowana blondynka. Łzy z jej oczu lały się strumieniami. W czasie kiedy Iza z Martyną zajęły się dziewczyna Ania i Magda weszły do toalety.
Pierwsze co rzuciło się w oczy to wielka kałuża krwi. Pokrywała praktycznie całą posadzkę. Ściany i kabiny również były pokryte czerwona cieczą. W centrum leżało ciało. Powyginane w różne strony. Kończyny powyginane były pod najróżniejszymi kątami. Biała suknia teraz była praktycznie cała różowa.
- Ania… - odezwała się Magda drżącym głosem wskazując lustro nad umywalkami.
Leśna polana, albo ofiar będzie więcej.
Mówił napis na lustrach. Napisany był na pewno krwią dziewczyny leżącej na podłodze. A w jednej z umywalek…
Ania szybko spojrzała na ciało. Brakowało mu głowy, wielki kołnierz przysłaniał rozerwaną szyję. A w umywalce leżała głowa z jeszcze otwartymi oczami. Były one, choć martwe, pełne przerażenia. Błysk życia uszedł z nich, uleciał. Na czole napisana była liczba 113.
Dziewczyna patrzała w te przyćmione oczy i zdała sobie sprawę kim jest ta dziewczyna, którą ewidentnie dopadł Klaus.
Zmasakrowane ciało pozbawione głowy należało do dziewczyny, która dobrze znała. Której nie lubiła, ale nie życzyła jej takiej śmierci.

- Ty też tak zginiesz – wyszeptała. A w jej głowie rozległ się skrzeczący śmiech.

poniedziałek, 24 listopada 2014

Rozdział XX


            Święta, święta i po świętach.
Każda z dziewczyn starała się by wszystko wyglądało tak jak zwykle, bez niepotrzebnych smutków.
Dzień przed Wigilią ze szpitala wyszła mama Izy. Dziewczyna była bardzo szczęśliwa. Z kobietą było już wszystko w porządku. Towarzyszyły jej tylko nocne koszmary, wciąż krzyczała imię Klausa i Ani, ale coraz ciszej. Personel szpitala załatwił jej najlepszego psychologa, jakby to miało coś pomóc. Tak więc brunetka z matką spędziły święta w rodzinnym domu Ani.
Oczywiście nie obyło się bez niespodzianki od Klausa.

            Ania i Iza wygnane spać po świątecznym maratonie filmowym wspinały się po schodach. Brązowooka otworzyła drzwi od swojego pokoju, a na dziewczyny zawiało mroźnym wiatrem. Brunetki ostrożnie weszły do pokoju i zapaliły światło. Okno było zamknięte… Iza podeszła do parapetu na którym były umieszczone dwie paczuszki mała i większa. Zielonooka chwyciła tą malutką i otworzyła.
- To chyba od Damiana – powiedziała wyjmując z pudełeczka srebrny naszyjnik z małym niebieskim wisiorkiem. Z lapis-lazuri.
Ania podeszła i chwyciła go do ręki by upewnić się czy na pewno. Było to małe serduszko wyrzeźbione w tym kamieniu. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego
Jednak nie było żadnego liściku.
- Jest jeszcze ta – odezwała się Iza, wskazując na większą paczkę.
Ania wzięła ją do ręki. Przylepiona była karteczka Dla moich kochanych dziewczyn. Brunetka nie rozpoznała pisma choć już je gdzieś widziała.
Otworzyły wspólnie paczkę. W środku był list i zawiniątko w chusteczce. Iza do ręki wzięła liścik.
         W ten zimowy wieczór przesyłam wam zimne paluszki na dowód mojego niezadowolenia, że jeszcze żyjecie. Możecie współczuć tej wiedźmie.
Wciąż na Ciebie czekam, moja droga Łowczyni.
Do szybkiego zobaczenia kochane
Klaus
- Zimne paluszki? – zapytała przestraszona Iza po przeczytaniu tekstu.
Ania rozwinęła zawiniątko i zamarła. Zielonooka spojrzała na zawartość i zwymiotowała prosto do pudełka.
Zawartość chusteczki stanowiły dwa palce wskazujące, kciuk i ucho… Człowieka. Prawdopodobnie kobiety, ponieważ paznokcie pomalowane były na czerwony kolor.
Brązowo oka wrzuciła prezent do pudelka z wymiocinami koleżanki i wybiegła znim, żeby jak najszybciej wyrzucić je do śmieci.
Nie zastanawiała się czyje to palce. Co zrobią śmieciarze kiedy znajdą to w pojemniku na śmieci. Nie obchodziło jej to. Ale wiedziała, że Klaus poszwa się znacznie za daleko. Trzeba jak najszybciej stoczyć ostateczna bitwę.

            Damian nie odzywał się przed świętami, ani po świętach, wyłączając z tego prezent. A Ania czuła dziwne ukucie w sercu za każdym razem jak patrzała na wisiorek. Z jednej strony wolała nie utrzymywać z nim kontaktu, ale jednak jej go brakowało. Pomimo tych wszystkich przytłaczających spraw czuła pustkę w sercu i umyśle. A wszystkie rozmowy w jakich uczestniczyła dotyczyły balu co przytłaczało ja jeszcze bardziej. Rozmawiały o tym dziewczyny w ostatnim tygodniu szkoły, mówiła o tym jej mama…
Sobota tez mijała zdecydowanie za szybko. Wstała wcześnie obudzona przez brata, ale godzina siedemnasta też przyszła bardzo wcześnie. Przyjechały Magda, Marti i Iza. Wszystkie jak zwykle przygotowywały się u niej w domu.
Martyna przebrała się w Kleopatrę. Biała tunika po kostki z rozszyciem na boku tak, że gdy szła jej noga była widoczna. Złocisty gruby pas w tali i ogromny, zapewne ciężki, kwadratowy łańcuszek. Ostry dość specyficzny makijaż. A na głowę położyła coś w stylu korony zrobionej z czegoś podobnego do złotych węży, ale jak to było zrobione nie chciała zdradzić.
Magda wyglądała jak królowa Śniegu. Biała dość obszerna suknia z cekinowymi wzorami na gorsecie. Bez zbędnego makijażu, tylko pojaśniła cerę. Włosy ułożyła w eleganckiego koka. Na czubek głowy położyła jeszcze srebrny diadem. Objechała za nim pół miasta.
 Iza przebrała się za zombie. Blada twarz, krwisto czerwona szminka znajdująca się dużo ponad ustami i czarne kreski wyglądające jak łzy. Luźna biała bluzka która lekko poplamiła czerwona farba w spreju, czarna spódnica i dość dziurawe czarne rajstopy.
Ania miała przedstawiać śmierć. Długa czarna suknia obszywana koronkami. Gorset był bez rękaw, ale na to ubrała czarne koronkowe bolerko. Czarne szpilki na platformie. I jej peleryna łowczyni.
Ponadto jednak do jednego z ud przymocowała pasek do którego przyczepione miała dwa kołki, nuż i pistolet naładowany jesionowymi nabojami.

Szła tam pilnować ludzi przed Klausem a nie się bawić

~*~
Witajcie :)
Przepraszam za spóźnienie, ale ciągle mam problemy z komputerem, a do tego jeszcze doszedł internet. jestem odcięta od świata. Dziś w ogóle zaczął działać choć strasznie opornie... Nie wiem czy to sieć coś naprawia, czy komputer źle odbiera, a może jeszcze jakieś inne gówienka. 
Stwierdziłam, że nie będę opisywać Świąt, bo było by to dość nudne, mam nadzieje, że nie macie nic przeciwko temu.
No to zmykam.. Do zobaczenia :*
P.S. Nie wiem czy rozdział na pewno będzie 30.11, ponieważ nie mam pojęcia jak długo będzie działał internet. za jakiekolwiek opóźnienia już teraz najmocniej przepraszam :}

poniedziałek, 10 listopada 2014

Rozdział XIX


            Ania poczuła mocne uderzenie barkiem o ziemie. Zabrakło jej tchu. Powietrze nie chciało wejść, ani wyjść z jej organizmu.
 Prosto na nią spadło jeszcze jedno ciało. Wyższe i cięższe. Dziewczyna spojrzała prosto w niebieskie tęczówki jarzące się czerwonym blaskiem.
Udało jej się nabrać powietrza. Zrobiło jej się lżej i nad sobą zobaczyła wysoką przystojną postać. Damiana. Posłał jej przepraszające spojrzenie i ruszył na Agatę.
 W ciągu zaledwie sekundy znalazł się koło dziewczyny. Złapał ją w pasie i rzucił na ziemię. Roztrzęsiona zaczęła miotać w niego zaklęciami jakie przyszły jej do głowy. Chłopak zakneblował dziewczynie usta ręką i zbliżał twarz do jej szyi. Z gardła przestraszonej dziewczyny wydobywały się piski.
Ania rzuciła się biegiem w kierunku leżących. W ostatniej chwili złapała Damiana za ramię odciągając od Agaty.
- Przestań! – krzyknęła łamiącym się głosem.
- Przecież ona chciała cię zabić.
- Ona nie jest sobą! Przecież Klaus ją opętał. – Damian zszedł z Agaty. Ta spojrzała na nich z ziemi. Wstała, ale nie uciekała. Wpatrywała się w Anię jak zahipnotyzowana, a jej oczy po raz pierwszy tej nocy zabłysły swoim naturalnym kolorem.
- Nie będzie szczęśliwego zakończenia. Będziesz cierpieć podwójnie. – wyszeptała. W mgnieniu oka zginęła w lesie.
- To mnie przerasta – powiedziała Ania.
Damian spojrzał jej prosto w oczy. Kciukiem otarł łzy które wypłynęły z czekoladowych oczu.
- Jesteś silniejsza niż myślisz. Poradzisz sobie. – przytulił ją do siebie.
Dziewczyna znowu poczuła to wspaniałe uczucie  wzbijania się ponad ziemie. Złapała chłopaka w pasie, aby  się zabezpieczyć przed upadkiem. Ufała mu po mimo jego tajemnic które dopiero poznała. Czuła jego silne ramiona na swoich plecach. Lecieli. Frunęli w swoich obięciach.
- Tym razem mnie nie usypiaj – wyszeptała w szyje Damiana.
            Wylądowali koło brzozy przez którą Ania zawszę się wspinała do okna. Karmazynowe promienie słońca przysłaniały kłębiące się ciemnie chmury. Dziewczyna weszła na pierwszą gałąź drzewa. Odwróciła się jeszcze do chłopaka, który stał pod brzozą i wpatrywał się w nią smętnym wzrokiem.
- Dziękuje – powiedziała – I przepraszam.
Szybko wspięła się do okna i weszła do swojego pokoju. Iza jeszcze spała. Ania najciszej jak umiała wyszukała czyste ciuchy i poszła do łazienki.

           Siedziała w kuchni mieszając łyżkom w miseczce rozmoczonych płatków.
 Słońce już zawisło nad horyzontem, ale przez ciemne chmury nie było go widać. Pogoda zdawała się ze sobą walczyć. Kiedy jedna chmura odpuściła i popłynęła dalej, nagle jej się odwidziało i wracała na swoje miejsce, z powrotem zasłaniając światło słoneczne. Normalnie człowiek  nie zwrócił by na coś takiego uwagi, ale ona przecież jest inna. To ma dla niej ogromne znaczenie. Pytaniem było tylko czy to natura walczy z Klausem, czy Damian?
Damian. Kolejny problem dziewczyny z którym nie wiedziała co zrobić. Była z nim szczęśliwa. Czuła się kochana. Miłość każdy interpretuje inaczej, więc myślała, że on jeszcze nie dorósł do prawdziwej miłości, ale może uda jej się go rozkochać. Tak tłumaczyła sobie jego niechęć do bliskości. Jednak było zupełnie inaczej. To takie przykre, a może przerażające?
Teraz chciała zajmować się tylko problemem z Damianem, ale przecież nie mogła. Jest jeszcze Klaus, Agata, dziewczyny i całe miasto.
Boże! Ile ona by dała za życie normalnej dziewczyny. Za problemy związane z doborem ciuchów i skórką pomarańczy na udach.
 Jej nieprzytomny wzrok padł na sikorkę bezradnie próbującą się wzbić w powietrze, jednak silny wiatr skutecznie jej to uniemożliwiał. Ania była zupełnie jak ten ptaszek, kiedy już myślała, że uda jej się odbić od dna wracała na to samo miejsce. Nagle ptaszyna spadła z płotu. Czy ona też ma tak skończyć?
Wstała od stołu i wycofała się z kuchni by iść pomóc sikorce jednak wpadła prosto na Izę.
- Gdzie idziesz? – spytała.
- Ja… - Ma jej powiedzieć o metaforze z ptaszkiem? Nie, to głupie. – Nie ważne… do ciebie w sumie.
- Musimy porozmawiać o balu.
- Nie idę na bal – powiedziała Ania posępnie siadając z powrotem na krześle przy swojej misce.
- Jak to? Damian będzie załamany.
- Nie, myślę, że sobie z tym poradzi. To… dość trudna sprawa – Iza pochyliła się nad Stołem i uścisnęła rękę Łowczyni.
_ Myślę jednak, że powinnaś iść na ten bal – powiedziała po chwili. Ania już chciał przerywać jednak dziewczyna na to  nie pozwoliła – Ktoś musi pilnować tam porządku. Co będzie jeśli Klausowi uda się tam dostać?
- Wiesz – zaczęła Ania po chwili zastanowienia – To jest całkiem dobry pomysł. On faktycznie może się tam dostać.
- Kto ma się dostać? – do kuchni weszła mama Ani.
- Rozmawiamy o balu – odpowiedziała Iza – Kto dostanie się do konkursu na królową.
Rodzicielka brunetki uśmiechnęła się na ta wiadomość.

Moja mama jest zbyt łatwowierna, pomyślała łowczyni.


~*~
Cześć czołem! xD 
Dzisiaj rozdział stosunkowo krótki, ale mam problemy z komputerem... jednak mam nadzieje, że się Wam spodoba. Nie jestem zadowolona z dialogu dziewczyn na końcu, ale Wy to oceńcie.
Do zobaczenia :*

sobota, 1 listopada 2014

Rozdział XVIII


            Chłopak uderzył pięścią w drzwi. Zasyczał z bólu, przez parę drzazg które wbiły mu się w skórę. Pieprzone drzewo, pomyślał.
Wciąż nie mógł uwierzyć, że tak po prostu wyszła. Dziewczyna, którą darzył uczuciem jak nikogo przedtem, kobieta dla której gotowy jest się zmienić, a nawet umrzeć, po prostu wyszła. Pozostawiając po sobie słodki zapach różanych perfum, unoszący się w całym pokoju.
Każdy mięsień w jego ciele mówił mu, żeby za nią wybiegł, poleciał, śledził. Cokolwiek byle jej nie zostawiać samej. Ale przecież ona tego nie chce. Powiedziała, że to koniec.
Jednak wampirzy zmysł nie dawał mu spokoju. Przed oczami widział przeróżne, straszne sytuacje. Krzyk, srebrne światło, śmiech.
            Damian zerwał się z łóżka. Podbieg do okna i skoczył. Ogromna sroka wzbiła się w powietrze, a jej skrzek rozdarł cisze nocy.

            Wysoka zakapturzona postać poruszała się bezszelestnie w gąszczu drzew. Na jej ramieniu siedział czarny jak węgiel kruk. Kraczał coś do ucha postaci a ta przytakiwała co jakiś czas.
W końcu zobaczyła swój cel. Po szosie szła dziewczyna w wiszącej krzywo czarnej pelerynie. Co jakiś czas podciągała nosem. Jej kręcone, brązowe włosy były poplątane i wpadały jej do ust. Obcasy jej czarnych kozaków dudniły z każdym krokiem na asfalcie, który dziś wyjątkowo był odśnieżony. Zupełnie jakby wiedział co ma się wydarzyć i chciał tym samym sprawiać większy ból.
Zakapturzona postać przesunęła się za drzew specjalnie łamiąc gałązkę, która wydała głośny trzask.

            Ania zatrzymała się w pół kroku. Słyszała trzask. Na pewno coś trzasnęło, ale czy możliwe, że to jakieś zwierze?
Nagle za wielkiego dębu pomału zaczęła wychodzić zakapturzona postać. Po sylwetce i stylu poruszania można stwierdzić, że to kobieta. Przystanęła patrząc prosto w oczy brunetki.
- Miło cie znowu widzieć – powiedziała głosem tak znajomym a zarazem obcym – Cieszymy się, że jednak przyszłaś sama.
- Kim jesteś? – spytała Ania, bojąc się, że jej obawy są słuszne.
- Ohh. Takich rzeczy ofiary zazwyczaj dowiadują się tuż przed śmiercią, ale dla ciebie mogę zrobić wyjątek – blade dłonie sięgnęły do kaptura zdejmując go powolnie.
            Ania zobaczyła jak z przerażającej postaci wyłania się blada, słodka dziewczyna. Agata.
- O Boże – wyszeptała. Widząc jej niebieskie tęczówki pełne nienawiści i czerwonego błysku.
- Przerażona?
- Skąd… - odpowiedziała Ania. Spodziewała się, że Klaus będzie chciał zgarnąć Agatę, ale miała nadzieje, że jednak go ubiegnie. Choć po "śnie" Madzi nie była już tego tak pewna. – Gdzie jesteś Klaus? Wiem, że jesteś tu razem z nią!
            Wielki kruk który znajdował się na ramieniu Agaty zakraczał głośno. Wzbił się w niebo i zniknął w ciemności nocy.
- Oh… kochanie, oczywiście, że jestem. – za pleców łowczyni zabrzmiał niski chrapliwy głos.
Ania odwróciła się w tamtą stronę.
W jej kierunku spokojnie kroczył Klaus. Długie brązowe włosy niezgrabnie otulały jego twarz. Czarna koszula idealnie opinała się na jego klatce piersiowej. Atłasowe ciemne spodnie znajdowały się na jego długich nogach. Mrocznego charakteru dodawała mu czarna skórzana peleryna sięgająca jego łydek. Jej wielki kołnierz przyozdobiony był ćwiekami w kolorze jasnego beżu.  Dziewczyna mogłaby przysiądz, że zrobione zostały z kości. Jego twarz oszpecały liczne blizny i brak połowy nosa. Pokazał swoje żółte zęby w krzywym, ale triumfalnym uśmiechu.
- Tak się cieszę, że cię widzę – powiedział przybliżając się jeszcze bardziej.
- Bez wzajemności – odpowiedziała Ania starając się, żeby zabrzmiało to dość normalnie, ale jednak drżała ze strach przed nim. – Więc postanowiłeś nie czekać na swoją śmierć i przyszedłeś się z nią spotkać już teraz?
- Oj jej… aż tak mnie nie lubisz? – zapytał drwiąco – Szkoda tylko, że to nie ja dzisiaj umrę… Wiesz, nie mam czasu, żeby zajmować się takimi śmieciami jak ty, ale moja kochana Wiedźma z pewnością to zrobi. – Wskazał ręką na Agatę, która zaczęła iść w ich kierunku.
Ania spojrzała na dziewczynę, zdążyła już założyć na głowę kaptur. Szła pewnym siebie krokiem.
- Nie możesz… - odezwała się Łowczyni do Klausa, ale ten już zniknął.
Przecież nie może walczyć z Agatą. Nie zabije swojej koleżanki. Nie może tego zrobić. Klaus wiedział jak ją pokonać, wiedział, że nie będzie walczyć z niewinną.
            Dziewczyny stały w odległości zaledwie pięciu metrów. Peleryna Agaty zaczęła łomotać od podmuchów siły, którą zbierała w sobie do ataku i którą tylko ona mogła odczuć. Uniosła ręce ku górze łącząc ze sobą palce nad głową. Mamrotała coś pod nosem w nieznanym języku. Wzniosła się pół metra nad ziemię i spojrzała z nienawiścią na Anie.
- Air! Suffocat eam! – wykrzyknęła, zamaszystym ruchem kierując ręce w stronę zdekoncentrowanej brunetki. Z dłoni Czarownicy wypłynęły strugi srebrnego światła.

Przed oczami Ani  widniała tylko unosząca się w powietrzu postać Agaty i srebrne światło lecące prosto w jej stronę… z jej ust wydarł się przeraźliwy krzyk.

~*~
Witajcie :) Nieobecność na blogu była bardzo długa, ale jestem z nową dawką emocji. Ten rozdział pomimo, że krótki był pisany bardzo długo z powodu braku weny. jednak mam nadzieje, że się Wam spodoba :) Co myślicie o Ani i Damianie, powinni być razem czy nie? A co z Agatą?
A po za tym jak Wam minęło Hallowen? Były cuksy?
Już Wam nie zawracam głowy. Do zobaczenia 10 listopada xD