czwartek, 5 lutego 2015

Rozdział XXIV


            Nie tak to miało wyglądać. Nie w tę stronę miało się potoczyć.
To oni mieli zaskoczyć Klausa swoim przygotowaniem do bitwy. To on miał się przestraszyć.
A to znowu on jest górą. To on morduje. To on straszy.
- Nie płacz kochanie – odezwał się Damian, głaszcząc ją po włosach – On to obserwuje, cieszy się z twojego strachu.
- Ale… ja nie mogę. To mnie zabija od środka – wyszeptała nie patrząc na niego – to ja miałam być mordercą, a staje się ofiarą… tak jak oni.
   Chłopak spojrzał na ścianę którą pokrywały zdjęcia. Wczoraj ich nie było, a we wszystkich górowała czerwień. Rozerwane gardła, nadgarstki, ciała od których ktoś, a raczej Klaus, oderwał kończyny. Zakrwawione pełne strachu twarze z pozbawionymi wyrazu oczami. Kobiety, mężczyźni, dzieci. Nie oszczędził nikogo. Swoje zbrodnie dokumentował robiąc zdjęcia. Aby odebrać odwagę brunetce przykleił je nad jej biurkiem, przypominając tym samym o uciekającym czasie. Zdjęcia ułożone były w liczbę 105. To potwierdziło teorie Damiana o liczbie godzin, a nie dni.
   Upłynęło już tyle czasu. Armia Klausa już na pewno jest przygotowana, a oni dopiero ja zbierają. To  nie wróży zbyt dobrze. Ich szansę wynoszą 2 do 1000. Jedyna nadzieja, to to, że dziewczyną uda się przekonać Agatę do powrotu na jasną stronę.
-Ania! Kolega do ciebie – z dołu doszedł ich głos mamy Ani.
A po chwili pukanie do drzwi. Brunetka w panicznym tempie zaczęła zrywać zdjęcia i wpychać je do szuflady biurka. Damian podszedł do drzwi i otworzył je delikatnie tak by nie było widać wnętrza pokoju.
- To ty – warknął do nowo przyszłego chłopaka.
- Ja tez cię nie lubię – odpowiedział, a Ania rozpoznała Kacpra.
Ten przepchnął się przez blondyna i wszedł do pokoju. Podszedł do Ani i otworzył szufladę, którą dopiero zamknęła. Wyjął z niej parę zdjęć i przyjrzał się im uważnie. Łowczyni nie wiedziała co robić, a wampir wyglądał na wściekłego, ale nie ruszył się od zamkniętych drzwi nawet o metr.
W końcu dziewczyna wzięła zdjęcia od bruneta i spojrzała na niego pytająco.
- Więc, twój umarlak nie powiedział ci nic? – zapytał zamiast odpowiedzieć. Ania spojrzała na Damiana. – Co wampirku, nie miałeś odwagi? – Wampirku? Brunetka otworzyła szeroko oczy. On wie?
- Za dużo szczekasz – warknął blondyn.
- Umarlaki w ogóle powinny nie istnieć.
- A zmutowane psy? Myślę, że nie…
- Lepiej zmutowany niż martwy…!
- O co do cholery chodzi?! – Wrzasnęła zdezorientowana dziewczyna.
- Pamiętasz jak mówiłem ci, że krążą wokół ciebie psy? Twój przyjaciel jest wilkołakiem…
- A chłopak wampirem.
- Kacper… naprawdę?
- Pokazać ci ogon, skarbie – powiedział sarkastycznie. – Jednak nie przyszedłem tu, żeby pokazywać wam mój tyłek. Jestem tu w interesach. - dodał po chwili.
Blondyn już chciał coś powiedzieć, ale uciszyła go Ania podnosząc rękę i Kacper warcząc.
-Moje stado – kontynuował, jednak przerwała mu Ania.
- To jest was więcej?
- Jesteś łowczynią, a nie wiesz nic o wilkołakach? Dziewczyno odrób lekcje – zaśmiał się, jednak trochę urażony. – Więc jak mówiłem moje stado zgodziło się pomóc w walce z K… K… kimś tam. Nam też ostatnio się trochę naraził, zwłaszcza tymi zdjęciami. Nie ma nas wielu, ale z tą gromada wampirów sobie poradzimy.
- Nie rozumiem… Czemu  się naraził?
- A twoim zdaniem tak rozerwać na strzępy mógł człowiek… czy nawet wampir? – Spytał trochę zły, ale nie na Anie, na Klausa. – Tu ewidentnie widać pazury. Omamił dwóch z nas, a potem kazał zabijać i im się powiesić, blisko naszej polany w postaci wilków… na przestrogę – dokończył pogardliwie.
- Jezu…
- Hej wszystkim – zawołały chórem Iza, Magda i Martyna.
- O kogo my tu mamy? – zaśmiała się Magda.
- Już wychodzę – powiedział Kacper zmierzając do drzwi, jednak zatrzymała go Ania.
- Myślę, że musisz zostać – powiedziała z uśmiechem – dziewczyny wszystko wiedzą, no i musisz nam powiedzieć gdzie staną wilki.
- Jakie znowu wilki?! – krzyknęła Martyna – Mam dość tych wszystkich dziwnych stworzeń.
   Wszyscy się roześmiali. Jednak i Martyna przysiadła w kółku nad mapą leśnej polany, którą pamiętała Magda z opętania i Damian, który to zrobił i pod postacią kruka obserwował wszystko z drzewa. Łowczyni nie odważyła się powiedzieć dziewczyną kto opętał Magdę, a i Damian się do tego nie kwapił.
Zaznaczyli wszystkie pomysły jakimi zaświeciła wczoraj Martyna, ale tym razem to Damian z Kacprem mieli główny głos, przez co dochodziło do częstych kłótni po miedzy nimi. W końcu jednak ustalili wszystko dokładnie. Broń, położenie, taktykę, obowiązki poszczególnych członków grupy.
Kiedy Kacper wracał do domu, choć teraz nikt nie był do końca pewny (może z wyjątkiem Damiana) gdzie tak właściwie szedł brunet, było już ciemno.
Dziewczyny został trochę dłużej, by dowiedzieć się więcej o zdjęciach, i o liczbie pozostałych godzin.
- Dziewięćdziesiąt trzy! – zawołał ktoś za okna.
Dziewczyny podbiegły by zobaczyć, kto zna ta sprawę, jednak nikogo już nie było.

Gdy odjeżdżały, jak zwykle samochodem Izy, Ania wyszła by je pożegnać, Damian z nią. Gdy samochód zniknął z za kretem i blondyn pożegnał się z brunetką. Odszedł kawałek i wzbił się w niebo pod postacią wielkiej sroki.

~*~
Witajcie kochani :*
Przepraszam, że wstawiam rozdział dopiero o takiej godzinie, ale wystąpiły kłopoty... wiecie jak to bywa z zazdrosnym rodzeństwem.
I co myślicie o Kacprze? Omamiony przez Klausa, czy rzeczywiście ma dobre intencje?
Wielkimi krokami zbliżamy się do bitwy. Cieszycie się?
Do zobaczenia w następnym rozdziale   ILY  <3

Proszę Was o komentarze :) 

poniedziałek, 19 stycznia 2015

Rozdział XXIII



            Ukłucie nie trwało długo, już po sekundzie zastąpiła je fala miłości i przyjemności. Czuła się tak dobrze. Była spokojna, szczęśliwa. Czuła miłość Damiana, i wydawało jej się, że i on czuje jej uczucia.
Znalazła się w białym pomieszczeniu. Wielkim, nie było widać ścian. Wydawał się bezkresny.
- Halo?! – zawołała w otchłań. Nie było odpowiedzi, nie było echa. Była tylko ona.
Nagle tuż przed nią pojawił się człowiek. Ubrany w czarną staroświecką pelerynie, z pod niej wystawał poniszczony garnitur z lat 60. Do niego zaczęła podchodzić kobieta. Ubrana w cygańską suknie. Ramiona obwiązywała długa chustą. Jej wzrok był pozbawiony uczuć, całkowicie pusty. Tęczówki były pobladłe, ich błękit prawie zlewał się z białkami.
- Choć kochanie – powiedział mężczyzna, łapiąc cygankę z rękę. Ten głos był tak znajomy, tylko za bardzo zachrypły.
Obią dziewczynę, odsłonił jej szyje i pocałował. Oczy kobiety zalśniły niebieskim kolorem i na powrót zbladły. On jej nie całował! Gryzł ją!
Ruszyła w ich stronę z przyzwyczajeniem szukając drewnianych naboi w kieszeniach, ale uświadomiła sobie, że jest w sukience. W białej, przewiewnej i strasznie długiej. Końcowe falbany sukni zlewały się z lśniąco białą posadzką.
Jej zdziwienie nie trwało długo, ponieważ rozległ się dźwięk tłuczonego szkła. Spojrzała przed siebie. Już nie było wampira i cyganki, był człowiek, lekko przygarbiony zbierający resztki po filiżance.
Poczuła potężne szarpnięcie w okolicy przepony. Wielki ból na szyi. Zaczęło braknąć jej powietrza. Zaczęła się dusić. Czuła jak coś wciąga ja do środka pustki.
            Otworzyła szeroko oczy i nabrała gwałtownie powietrza. Prosto w jej oczy wpatrywały się inne, intensywnie niebieskie. Była u siebie w domu, w swoim pokoju. Jednak wciąż coś ściskało ją w okolicach przepony.
- W porządku? – Zapytał zatroskany Damian.
- Tak. Ja… ja nie wiem jak to opisać.
- To chyba moja wina – odpowiedział nie patrząc na nią – Pozwoliłem ci dojść do moich wspomnień. Nie chciałem byś czuła ten ból. Przepraszam – powiedział wstając.
- Nie, to na pewno nie to – powiedziała zdecydowanie za głośno dziewczyna, nie pozwalając tym samym dojść chłopakowi do okna.
 - Do zobaczenia za trzy godziny – uśmiechnął się ponuro i wyskoczył przez okno, a w powietrze wbiła się ogromna sroka.
            Nawet przy śniadaniu Ania myślała o tym białym, niekończącym się pomieszczeniu. O tej dziwnej pustce. I o uczuciach Damiana, które jej przekazywał. Ona czuła się wtedy spełniona, kochana, szczęśliwa. Ale ofiary, które obroniła przed tymi potworami… nie, nie, nie, przed wampirami, już nie mówi na nie potwory, nie sprawiały wrażenia zadowolonych.
Mieszała już całkowicie rozmokłe płatki, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Pewnie poczta, pomyślała. Do kuchni weszła  pani Irwin prowadząc za sobą wysokiego blondyna. Brunetka uśmiechnęła się mimowolnie na jego widok.
- Zostaw te płatki i idźcie do pokoju – powiedziała jej rodzicielka z uśmiechem.
Ania odstawiła miseczkę na blat kuchenny i wyszła na korytarz do czekającego za nią Damiana. Przytuliła się na powitanie, a on odwzajemnił uścisk z równą siłą, ale się nie odezwał. Poprowadziła go do pokoju, a on otworzył przed nią drzwi.
Wtuliła się w niego powrotem brudząc łzami jego koszulkę.
Krew.

Ofiary.

   ~*~
Mam kolejny rozdział.
przepraszam za spóźnienie, ale wczoraj miałam wyjazd i wróciła późno, a dziś jeszcze wylądowałam w szpitalu. 
Rozdział wyszedł krótki, ale chciałam go przerwać w odpowiednim momencie. teraz jednak tak myślę, że jest aż za krótko.
No nic, do następnego :)

Proszę o komentarz =)

czwartek, 1 stycznia 2015

Rozdział XXII



            - Nic nie widziałam, nic nie słyszałam. – odezwała się Ania zanim zrobił to podchodzący do niej funkcjonariusz policji.  – Po fajerwerkach wszyscy usłyszeli krzyk i pobiegli w stronę łazienek. A potem zobaczyłam tą… - zatrzymała się szukając odpowiedniego słowa jednak nic nie przychodziło jej do głowy. W końcu zdecydowała się na najbardziej młodzieżowe i puste stwierdzenie – Masakrę.
            Była na siebie zła. Wręcz wściekła. Przyjechała tu, aby bronić ludzi, a dopuściła do prawdziwej rzeźni. Ta wilka plama krwi, czuła ten miedziany nieco słodkawy zapach. Gdy zamykała oczy wciąż widziała głowę Justyny w umywalce. Te zawsze zarozumiałe, wesołe oczy, stały się całkowicie puste. Zawsze żarzący się błękit wyglądał jak woda z kałuży.
Gdyby umarła w innych okolicznościach, Ania na pewno by tak nie rozpaczała, ale Justyna zginęła prze nią. To ona nie dopilnowała by wszystko było w porządku. To ona nie wytropiła Klausa przed ta katastrofą. To ona nie wyczuła żadnego innego wampira. To ona się spóźniła…
- Wiem, że jesteś w szoku – powiedział policjant łapiąc ja za ramie i lekko nim potrząsając. – Ale musisz nam pomóc. To ty pierwsza dotarłaś na miejsce zbrodni?
- Tak, zrobiło mi się zimno i zaczęłam szybciej wracać z pokazu sztucznych ogni.
- Nie zauważyłaś, żeby ktoś wychodził, albo kręcił się w środku a nie na zewnącz?
- Nie.
- No cóż… więc dziękuje. – powiedział i odszedł do kolejnej dziewczyny znajdującej się w pobliżu brunetki. Ta była znacznie bardziej roztrzęsiona.
            Ania, Magda, Iza i Martyna siedziały w pokoju Łowczyni czekając na przybycie Damiana. Bal został zamknięty zaraz po tym strasznym morderstwie. Policjanci ciągle spacerowali po salach, badali miejsce zbrodni. Więc Ania nie miała jak dostać się do łazienki, aby sprawdzić, poszukać jakiś dokładniejszych poszlak, które dla funkcjonariuszy wydały by się zbędne.
Coś zastukało w szybę, a Marti aż podskoczyła. Na parapecie stała ogromna sroka i patrzyła na nie przenikliwe ciemno niebieskimi oczami. Ania podeszła do okna i otworzyła je. Ptak wleciał do środka już w locie powiększając się, kształtując. Damian miękko wylądował na podłodze. Dziewczyny patrzały na niego przerażone z lekko rozchylonymi ustami.
- Dziękuje, że im nie powiedziałaś – odezwał się do Ani a potem pomachał dziewczyną uśmiechając się sztucznie.
- Miałeś pilnować. Miałeś zadbać, żeby te wampiry niebyły zbyt blisko ludzi! – naskoczyła na niego od razu Łowczyni.
- Zabiłem ich trójkę! – Krzyknął choć nie powinien, wiedział, że nie powinien. – Przepraszam, że nieładem sobie rady z Klausem i pozostałą dwójką. – dodał sarkastycznie.
- Czy ty jesteś… - zaczęła Iza wtrącając się w rozmowę.
- Tak jestem wampirem. Pokazać ci kły, a może od razu je w ciebie wtopię?
Chłopak był wściekły. Nie na Anie, która naskoczyła na niego zupełnie bez powodu, ale na siebie. Nie udało mu się ochronić jej, jej przyjaciółek. Nie zrobił nic, aby znowu zbliżyć się do swojej ukochanej. Myślał też, że kiedy napisała do niego SMS-a, żeby przyszedł chce się z nim pogodzić. Miał już nadzieje, która zgasła gdy zobaczył wszystkie cztery dziewczyny.
Był o to wściekły i czuć to było przez powiew jego mocy w pokoju. Dziewczyny się wzdrygnęły, no oprócz Ani. Kto by się spodziewał?
- Nie krzycz na nie! – odezwała się brunetka, karcąc blondyna. – Przejdźmy do rzeczy. Chce cię prosić o pomoc – westchnęła. Nigdy nie prosiła o pomoc w takich sprawach. – Jesteś bardziej doświadczony niż ja. Chciałabym, żebyś obmyślił plan ataku na Klausa.
- Ataku? – zapytał nie wierząc, że ona to powiedziała. – Czy ty zwariowałaś? On cie za bije. A ja.. ja nie mogę cie stracić – dokończył szeptem, ale był pewny, że to dosłyszała.
- Tak, a jeśli się nie mylimy mamy 113 dni. - powiedziała nie zwracając uwagi na jego słowa, jednak coś ukuło ją w serce.
- Myślę, że w jego wypadku to nie są dni… obawiam się, że to godziny.
- To znaczy, że mamy tylko cztery dni. – powiedziała zawiedziona Magda – Wampir pewnie będzie chciał walczyć o północy.
            Resztę czasu spędzili na obmyślaniu planu. Każdy dał coś od siebie, choć Damian najwięcej, bo na większość pomysłów dziewczyn uśmiechał się wymownie. Martyna wykazała się tu trzeźwym umysłem. Nikt nie znał jej od tak bojowej strony.
Broń mieli. Trzeba ja będzie tylko przynieść ze schowka w piwnicy. Ania z Damianem zajmą się Klausem i jego wampirami, a dziewczyny spróbują przywrócić Agatę na właściwą stronę. To może się udać, ale będą potrzebowali pomocy.
Podczas pracy Damian zerkał co jakiś czas w kierunku Ani. Dobrze byłą ją mieć znów przy sobie. Czuł i jej wzrok na swoim ciele. Pragnął jej. Już nie tylko krwi, pragnął jej ciała. Chciał przytulić ja do siebie. Pocałować. Chciał robić na co nie pozwalał sobie kiedy jeszcze byli razem. Wiedział, że brunetka czuła się lekceważona, niepotrzebna, kiedy nie pozwalał się przytulać, kiedy stronił od jej dotyku. Ale tak strasznie się bał, że zatopi swoje spragnione kły w jej żyłach.
- Czy twoje serce bije? – Spytała Magda Damiana, kiedy już wychodziły z pokoju Ani.
- Nie. Przestało kiedy straciłem najcenniejszą rzecz w moim życiu.– powiedział spoglądając na stojąca w drzwiach Anie.
Magda skinęła głową dając znać, że zrozumiała. Wyszły. Brunetka odprowadziła je do drzwi, żegnając się z przyjaciółkami. Wsiadły do samochodu Izy i odjechały.
Dziewczyna wróciła do pokoju i zastała tam siedzącego na jej biurku blondyna.
- Nie mogę tak po prostu wyjść – powiedział schodząc z mebla. – Potrzebuje cie. Proszę, nie przekreślaj tego co było między nami. Wiem, że jeszcze coś do mnie czujesz. Słyszę przyspieszone bicie twojego serca – rzekł kładąc dłoń na jej piersi.
Ania nie wiedziała co zrobić. Kochała go. Szczerze go kochała i trudno było jej siedzieć koło niego i nie dotykać go, po mimo, że zawsze lekko się odsuwał. Nie myśleć o nim jako jej chłopaku. Ale co jeśli nie ma dla nich przyszłości. Co jeśli ona zabije go, albo on ją jeśli nie będzie mógł się powstrzymać i zacznie pić jej krew? Sam zabrał ją kiedyś do kina i pokazał jak kończą się takie związki. To on pokazał jej ich czarną przyszłość.
- Ja… Damian, a co jeśli nie ma dla nas przyszłości? Co jeśli życie chce, żebyśmy byli wrogami?
- A co jeśli chce nas połączyć? Może jesteśmy dla siebie stworzeni. Ty, aby wprowadzić spokój i dobroć w moje życie, ja aby pokazać ci czym jest nieśmiertelność.
- Damian ja… - Nie wytrzymała, rzuciła się w jego ramiona. Obieła go i czuła jego dłonie ściskające jej plecy i miękkie pocałunki na ramieniu.
Zatopiła się w jego pocałunku wplątując palce dłonie w jego włosy. Jej pokój przestał istnieć. Liczyła się tylko Ania i Damian. W jej umyśle eksplodowały wszystkie wspomnienia z nim. Czuła jakby się unosiła. Uczucie ich szczęścia, miłości przepełniało ich ciała i umysły.
Ania poczuła na języku coś ostrego. A zaraz potem w jej podświadomość wdarł się głos chłopaka Przepraszam. Ania uśmiechnęła się.
- Czy zostaniesz moją dziewczyną? – zapytał kiedy oderwał się od jej malinowych ust.
- Nie odtrącisz mnie już więcej? – odpowiedziała pytaniem na pytanie. – Wiem, że pewnie trudno było ci przy mnie wytrzymać, ale obiecaj, że znajdę pocieszenie w twoich ramionach. – kiwnął głową i ona zrobiła to samo. Niema przysięga ich wieczności.
 – Już na zawsze?
- Zostanę jeszcze dłużej jeśli ci się nie znudzę. – odparła z uśmiechem.
Znów ją pocałował. Tym razem delikatniej, ale przesłał w ten pocałunek całą swoją miłość do tej bladej brunetki, w której zakochał się widząc ją w ciemną noc na drzewie.
- Damian… - zaczęła dziewczyna nieśmiało – Jeśli chcesz… ja chce – zatrzymała się myśląc co powiedzieć jak to wyrazić. Blondyn już wiedział o co chodzi. Przepełniła go radość i podniecenie. Ale czy to na pewno jest bezpieczne? Nie chce jej skrzywdzić. – Kocham cię.
- Jesteś pewna? Nie chce, żebyś robiła to ze względu na mnie.
Wiedział, że to wymaga z jej strony złamania wielu zasad. Poniżenia ze strony łowczyni. I odwagi.
- Wtedy to było wspaniałe uczucie – powiedziała zbierając włosy z ramion i przenosząc je na plecy.

            Chłopak z uśmiechem podniósł ją łapiąc za plecy i nogi. Pocałował w czoło idąc do jej łóżka. Siadając spojrzał na nią z uśmiechem, odwzajemniła go przytakując. Pochylił się nad nią i zatopił kły w jej żyle. Słodka, życiodajna krew zaczęła napływać do jego ust. Przesłał jej swoje myśli. Pełne miłości, szczęścia i podziękowań.

~*~
Hej Misie :)
I jak domyślaliście się, że to Justyna? Cieszycie się, że nasi bohaterowie do siebie wrócili? I jak myślicie, spędzą z sobą wieczność, czy Klaus coś namiesza?

Jak pewnie zauważyliście, informacje o nowym rozdziale znajdziecie w "Aktualnościach". niestety nie daje rady dodawać rozdziałów regularnie, a tak przynajmniej będziecie mieli jakąś informacje.
To do następnego Kochani :*

Proszę o komentarz :)