sobota, 29 marca 2014

Rozdział VIII

    

     Ania obudziła się o dziesiątej. Była lekko zdezorientowana. Nie pamiętała nic po dziewiątej z wczorajszego wieczoru. Nie była na zebraniu. Ale czemu? No tak odwiedził ją Damian, z nieznanych jej powodów. Przytulali się, spojrzeli sobie prosto w oczy i wtedy… No właśnie, co było wtedy? Wstała z łóżka i spojrzała na siebie. Była ubrana w strój łowcy. Szybko się przebrała i stanęła przed lustrem, żeby się uczesać. I wtedy to zobaczyła. Do lustra przyczepiona była karteczka. Dziewczyna chwyciła ja i przeczytała.
      
      Kiedy odchodziłem, tak słodko spałaś, że nie chciałem Cię budzić. KC.
                                                                                    DL
     PS. Uważaj na ptaki, dziwnie się dziś zachowują.

Ania uśmiechnęła się patrząc na te zgrabne litery układające się w słowa. Zrobiło jej się cieplej na sercu. Ale o co chodzi z tymi ptakami, pomyślała, to dziwne nawet bardzo. Do szkoły była grubo spóźniona. Nie wie czemu mama jej nie obudziła, albo Kamil, przecież szósta rano to jego norma.
– Właściwie – powiedziała uśmiechając się do swojego odbicia w lustrze – mi to nie przeszkadza. Chętnie trochę odpocznę, bo wsunie i tak nie umiałam za dużo na kartkówkę z matmy. – Zeszła do kuchni na śniadanie. Ale ani tam ani w salonie nikogo nie było. Albo śpią, albo ich nie ma, pomyślała Ania i zrobiła sobie płatki czekoladowe. Po śniadaniu wróciła do swojego pokoju. Kiedy włączyła radio usłyszała kroki w sąsiednim pokoju, to znaczyło, że nie tylko ona zaspała. Uśmiechnęła się. Włączyła swoją ulubiona płytę i położyła się na łóżko. Nagle do jej pokoju wparowała mama.
– Tak myślałam – powiedziała wchodząc do pokoju z kubkiem ciepłego kakao – jak ja cie nie obudzę, to ty oczywiście sama też nie wstaniesz – podała jej kubek.
– Wiesz mamo, jestem sprytna – uśmiechnęła się. A kobieta odwróciła się w kierunku drzwi. – Po tobie mamusiu – dziewczyna usłyszała cichy chichot kobiety.
    Dzień był długi i nudny. Koło trzeciej Ania wybrała się na spacer. Kiedy tylko zamknęła za sobą frontowe drzwi i się odwróciła zrozumiała co Damian miał na myśli. Jakiś ptak, chyba kruk, zerwał się z gałęzi i leciał wprost na nią. Ledwie zdążyła się uchylić. Odwróciła się i znowu to samo, ale tym razem olbrzymia sroka przeszkodziła krukowi. Ptaki drapały się pazurami i kuły wzajemnie dziobami. Kruk jeszcze parę razy próbował zaatakować osłupiona dziewczynę, ale sroce zawsze udawało się mu przeszkodzić. W końcu kruk ustąpił i odleciał. Sroka wyglądała fatalnie. Była zakrwawiona i miała połamane pazury. Nagle ptak zaczął lecieć prosto na nią i w ostatniej chwili podbił się w górę. To ptaszysko również odleciało. Ania stała jeszcze parę sekund jakby wrosła w ziemię, aż w końcu ruszyła w stronę ulicy. Szła i myślała o tych ptakach, głównie o sroce, o Damianie, wampirach, wczorajszej nocy. Chciała iść do swojej ulubionej kawiarni, ale miała ogromną ochotę na rozmowę. Chciała się wygadać powiedzieć wszystko. Ale komu? Nie może rozmawiać z Damianem o nim, a dziewczyny nic nie wiedzą. Stwierdziła, że najlepiej będzie jak pójdzie na szarlotkę.
   Do domu wróciła trochę po piątej prosto na kolacje. Było ciemno, ale nie myślała, że jest tak późno. Po kolacji zajęła się głównie zabawą z Kamilem. Uwielbiała słuchać jak się śmieje. Wyszukała jakiś film, i do swojego pokoju weszła koło dziewiątej. Zapaliła światło i osłupiała. Stała patrząc na lustro a potem nogi się pod nią ugięły.
– O Boże – prawie krzyknęła. Cale lustro było w jakieś czerwonej mazi. A w pokoju pachniało krwią, więc łatwo można było się domyślić co to za substancja. Nagle krew zaczęła spływać układając się w słowa.
„Potęga z krwi”
  A potem znowu zaczęły się zlewać tworząc usta, a z nich wystające dwa kły. Usta wampira. I… wszystko zniknęło, jakby wsiąkło w lustro. Ania wstała z kolan i podeszła do lustra. Na toaletce pod nim leżała mała karteczka. Dziewczyna rozwinęła ją. Widniał na niej intensywnie  czerwony napis. Pewnie też napisany krwią.
Wróciłem
    Odrzuciła od siebie karteczkę i usłyszała krakanie, bardzo wyraźne, jakby kruk był tuż za nią. Odwracała się powoli. Nic, odzyskała spokój. Na swojej twarzy poczuła podmuch wiatru, spojrzała na okno. Na brzozie siedział olbrzymi kruk. Brakowało mu pazurów a na skrzydłach dużych ilości piór. Jak po spotkaniu z kotem. Okno było otwarte na rozszerz, jak mogłam tego nie zauważyć, pomyślała. Szybko do niego podbiegło nie spuszczając wzroku z ptaka, co też robiło ptaszysko i  zamknęła okno. Zsunęła zasłony i siadła na łóżko. Nogi wzięła do klatki piersiowej i owinęła je rękoma. Zaczęła się kołysać. Wyglądała jakby miała chorobę sierocą. Chyba jeszcze nigdy się tak nie bała.
– Klaus. Osz cholera – mamrotała do swoich kolan – On mnie zabije. Nie zrobił tego ten nie doszły łowca to on to zrobi. Nie chce jeszcze umierać – łzy pociekły z jej oczu kiedy w myślach zobaczyła Damiana – pierwszy chłopak którego naprawdę kocham i mam go nigdy nie pocałować? Nie chcę tak skończyć. – Szlochała jeszcze chwile w swoje kolana, przestała dopiero gdy zadzwonił telefon. Pojawiły się na nim wielkie litery układające się w słowo „Damian”. Dziewczyna otarła łzy, uspokoiła głos i odebrała telefon.
– Słucham.
– Hej, co robisz jutro po szkole? – Spytał od razu chłopak.
– Ja? Jeszcze nie wiem – powiedziała i łza spłynęła po jej policzku, a co jeśli nie dożyje jutrzejszego popołudnia, pomyślała. 
– Czy ty płaczesz? – spytał delikatnie Damian.
– Nie, wydaje ci się.
–  Oj nie. Nie wydaje mi się. Nigdy się nie mylę.
– Naprawdę wszystko w porządku.
– No dobrze, powiedzmy, że wierze – w jego głosie zabrzmiała zgryzota – Tak sobie pomyślałem, że zabiorę cie jutro do kina i na przejażdżkę. Kończymy szybciej a, że to piątek możemy później wrócić. No i fajnie by było gdybyś u mnie przenocowała – ostatnie zdanie powiedział bardzo szybko.
– Bardzo chętnie – powiedziała uśmiechając się – Ale czy zostanę na noc powiem ci jutro.
– Dobrze. Przyjadę po ciebie o w pół do ósmej, pojedziemy razem do szkoły.
– Dobrze.
– To do jutra – pożegnał się i rozłączył
   Ania doprowadziła się do porządku i położyła do łóżka. Długo nie mogła zasnąć, a jak już spała towarzyszyły jej koszmary.
   Leżała w łóżku i ktoś się nad nią nachylał. Odepchnęła go od siebie, to był Klaus. Nie postarzał się w ogóle przez to dziewięć lat.
 – Wróciłem –uśmiechnął się chytrze – Pokarze ci co to potęga, takiej jeszcze nie widziałaś – i wyskoczył przez okno.
   Potem wszystko się rozmyło. I powstał nowy obraz. Stała na leśnej polanie. Widziała Damiana z kołkiem w ręku. Walczył z kimś i krzyczał.
– Nie pozwolę ci jej zabić!
 – Przecież też tego chcesz. – głos był spokojny i drwiący – Jesteś mojego gatunku – człowiek roześmiał się.
   Damian zaatakował jeszcze mocniej. Ania ruszyła w kierunku walczących, ale po trzech krokach potknęła się i upadła. Spojrzała o co się potknęła i zobaczyła… Nie wie co zobaczyła, bo klatka w jej umyśle się zmieniła. Teraz zobaczyła swojego chłopaka, który wyleciał w powietrze i upadł po drugiej stronie polany. Zaczęła do niego biec, ale cos ją zatrzymało. I obraz znowu się zmienił. Klęczała na tej samej polanie i tuliła do siebie ciało Damiana. Wschodziło słońce a ona krzyczała.
– Nie!!! -  krzyknęła siadając na łóżku – Nie! To niemożliwe! – drzwi od jej pokoju otworzyły się z hukiem.
 – Co się stało? – To była jej mama – Wszystko w porządku?
– Tak. Przepraszam. To tylko zły sen.
– Dobrze… ale na pewno w porządku? Nie pamiętam kiedy ostatni raz miałaś zły sen.
– Na pewno. – Dużo rzeczy nie wiesz, pomyślała dziewczyna.

– Spij dobrze. – powiedziała mama zamykając drzwi. Ania położyła się z powrotem. Tym razem zasnęła szybciej.


  Jestem... Przepraszam za tak długą nieobecność. ostatnio miałam tyle na głowie, że nie zdążyłam napisać rozdziału, ale w końcu się udało :) Oto co się działo po nocy spędzonej z Damianem ^.^

sobota, 8 marca 2014

Rozdział VII

            
Witajcie! :) Chcę złożyć najserdeczniejsze życzenia          wszystkim Czytelniczkom z okazji Dnia Kobiet. Pełno słodyczy róż i  co tam wam jeszcze do głowy przychodzi <3 Rozdział dedykuję  Wam.   

    Dziś też do szkoły jechała z Damianem. I znów mieli spędzić ze sobą cały dzień, ale odmówiła mówiąc, że mama jej potrzebuję. Chłopak sposępniał, wiedział, że Ania kłamie on znał prawdę. Pełnia. Ale nie pozwoli na to, nie może do tego dopuścić, nie wie jeszcze jak, ale nie pozwoli jej pójść.
    Po fizyce dziewczyny zebrały się w małej grupie i zaczęły plotkować. Ania przysłuchiwała się rozmowie, ale nie udzielała się zbyt często. Agata o ciemnych, prawię czarnych długich włosach i zielonych oczach z jasną karnacją twierdziła, że ma nadprzyrodzone moce, a jej babcia widziała duchy i przepowiadała z ręki.
–Ale to niemożliwe – stwierdziła Martyna – I niedorzeczne. 
– No wiem – odparła Agata podekscytowana – Ale mam sny które po jakimś czasie się spełniają. A Tobie przepowiedziałam, że dostaniesz grypy na czas jakiegoś ważnego wydarzenia – zwróciła się do Marti – I nie poszłaś na randkę z Liamem, bo miałaś gorączkę. – dziewczyna się zaczerwieniła. 
– To jeszcze o niczym nie świadczy – powiedziała któraś z dziewczyn. 
– A ja uważam, że mam te nadprzyrodzone moce.
– Ojej, naprawdę?? – Powiedziała z ironią Iza – Oj, to straszne – Agata odpowiedziała jej krzywym grymasem. Takie właśnie były jej reakcje, kiedy ktoś przejmował się czymś co ją kompletnie nie obchodziło, albo nie miała na ten temat bladego pojęcia. Ironicznie traktowała wszystkich i nie obchodziło ją co czuje ta osoba. Najważniejsze były tylko te sprawy które ją interesowały. „Terroryzowała” tak wszystkich. Ania nie lubiła w niej tego i może to właśnie decydowało o tym, że nie uznawała jej za przyjaciółkę. Rozmyślenia przerwał głos Magdy.  
– Ja w to nie wierze. Przykro mi Aga.
– A ja ci wierzę – wtrąciła się wreszcie Ania. Wszystkie spojrzały na nią z zdziwioną miną. Tylko Agata miała oczy dziękującej dziewczynki.
– Ohh, naprawdę – powiedziała znów Izka
 – No dobra, ale zgadnijcie co się stało?! – Spytała Magda. Nie czekając na odpowiedź dodała – Dostałam główną role w „Romeo i Julia”. 
– Naprawdę? Gratulacje! – zawołała Martyna pełna podziwu.
– Ja się nie zdziwiłam – odparła – stwierdzili, że byłam najlepsza w całym dwu dniowym przesłuchaniu. No, ale ja… - No tak ja, ja i ja, pomyślała Ania to z kolei mega negatywna cecha poukładanej i naprawdę mądrej Madzi. Wszystko musiało się kręcić wokół niej. Każdą rozmowę przeinaczała tak, aby rozmawiać o niej. Można z nią szczerze porozmawiać, ale i tak dawała przykłady z własnego życia. I Iza, i Magda były dobrymi koleżankami, ale miały tez negatywne cechy. Zresztą jak każdy, nikt nie jest idealny. Najważniejsze, że można z nimi porozmawiać. O wszystkim. Tym bardziej, że w końcu będzie musiała powiedzieć im kim jest naprawdę. I naglę się „obudziła” kiedy przez przypadek popchnął ja Kacper wchodząc do otwartej już klasy. Siadła w ostatniej ławce razem z Damianem i usłyszała swoje imię.
– Ania! Hej! – To Kacper krzyczał do niej z drugiego końca klasy, próbując uciec przed dziewczynami z równoległej klasy, które jakimś cudem dostały się za nim do klasy fizycznej. – Zostawcie mnie, jestem zajęty! Idźcie  na lekcje! – Przeklął pod nosem.
   Tak. Ten chłopak był przystojny. Ciemna  karnacja, czarne włosy z grzywką opadającą na jego duże zielone oczy które miały piękne dłubie rzęsy. Aż szkoda ich dla chłopaka. Twarz z pięknymi kośćmi policzkowymi i gładkie lice. Naprawdę zasłużył na miano Króla Jesiennego Balu czy Szkolnego Przystojniaka (według szkolnej prasy). Więc naprawdę nie mógł się odgonić od dziewczyn. A jego śnieżno biały uśmiech przyciągał ich jeszcze więcej.
– Boże… To jest straszne – przysunął sobie krzesło z pobliskiej ławki przez co jakiś chłopak zamiast na krzesło boleśnie upadł na pupę. Ale Kacper udawał, że tego nie zauważył. – Zostaniesz dziś godzinę, albo dwie dłużej w szkole? Kompletnie nie kapuje bioli. masakra, kto w ogóle  wymyślił taki przedmiot?
– Godzinę. I ani chwili dłużej.
– No dobra zawsze coś. – Uśmiechnął się pokazując białe zęby.
– Hym hym. Ja nie mam nic do powiedzenia? – Odezwał się Damian – Skąd mam wiedzieć, że nie chcesz mi poderwać dziewczyny? – Wskazał na niego palcem mrużąc oczy.
 –Oh… Nie wygłupiaj się głuptasie – zaśmiała się Ania. 
– To jesteśmy umówieni – powiedział wstając mulat. Weszła Mucha, bo tak wszyscy nazywali nauczycielkę fizyki, i zapadła cisza.
    
   – Czemu jesteś taka spięta? – Spytała mama
– Ja? Czemu tak uważasz? – Odpowiedziała pytaniem Ania – wydaje ci się. –mama spojrzała na nią badawczym wzrokiem. Jak niby mam być rozluźniona, pomyślała, a jeśli na zebraniu będzie Klaus? Na pewno mnie wyczuję.
     Ania już cała na czarno sięgała po swoją pelerynę i aż podskoczyła kiedy ktoś zapukał w okno. Odwróciła się i zobaczyła błysk błękitnych oczu i białe zęby, dopiero po chwili w ciemności ujrzała zarumieniona twarz. Damiana! Podbiegła do okna i otworzyła je.
-Co ty tu robisz? – zawołała 
- Hej, kochanie – uśmiechnął się nie zwracając uwagi na jej pytanie – Mogę wejść? – Spytał wciąż się uśmiechając.
– No… No dobra wejdź – powiedziała i gestem go zaprosiła. Wchodził pomału jakby się czegoś obawiał, a Ania powtórzyła pytanie – Co ty tu robisz?
– Stoję – odparł, ale widząc, że dziewczyna się denerwuję dodał – Stęskniłem się.
 – Widzieliśmy się zaledwie pięć godzin temu.
– O pięć godzin za długo.
– Ale ja nie mogę… Ty nie możesz tu być! – Powiedziała zdenerwowana. Dziś to na pewno się spóźnię, pomyślała.
– Nie martw się, postaram się być cicho, żeby twoja mama nie słyszała – uśmiechnął się, jego oczy wpatrzone w szyje dziewczyny zabłysły.
– Co ty do cholery masz na myśli?! – Prawię krzyknęła Ania. Damian złapał ją w tali podniósł  i delikatnie położył na łóżko. Dziewczyna nie mogła się ruszyć. Blondyn musnął jej szyję. Brązowooka ścisnęła powieki i wtedy chłopak zaczął ją łaskotać.  Brunetka w lekkim szoku nawet się nie zaśmiała. Doszło do niej co robi chłopak dopiero kiedy spojrzał na nią lekko zażenowany, że się nie śmieje.
– Nie masz łaskotek?
– Nie. Nie zawszę – odpowiedziała rozluźniając się powoli.

– Aaa, szkoda – powiedział kładąc się obok niej. Po chwili, ostrożnie przytuliła się do niego. Nie odepchnął jej. Coś miała zrobić, gdzieś pójść, ale gdzie? Wie, że chwile tak leżeli, a potem nagle urwał jej się film. Po tym momencie nic nie pamiętała z tego wieczoru. A sroka z jej parapetu obserwowała ją i kruka na gałęzi brzozy.