sobota, 8 marca 2014

Rozdział VII

            
Witajcie! :) Chcę złożyć najserdeczniejsze życzenia          wszystkim Czytelniczkom z okazji Dnia Kobiet. Pełno słodyczy róż i  co tam wam jeszcze do głowy przychodzi <3 Rozdział dedykuję  Wam.   

    Dziś też do szkoły jechała z Damianem. I znów mieli spędzić ze sobą cały dzień, ale odmówiła mówiąc, że mama jej potrzebuję. Chłopak sposępniał, wiedział, że Ania kłamie on znał prawdę. Pełnia. Ale nie pozwoli na to, nie może do tego dopuścić, nie wie jeszcze jak, ale nie pozwoli jej pójść.
    Po fizyce dziewczyny zebrały się w małej grupie i zaczęły plotkować. Ania przysłuchiwała się rozmowie, ale nie udzielała się zbyt często. Agata o ciemnych, prawię czarnych długich włosach i zielonych oczach z jasną karnacją twierdziła, że ma nadprzyrodzone moce, a jej babcia widziała duchy i przepowiadała z ręki.
–Ale to niemożliwe – stwierdziła Martyna – I niedorzeczne. 
– No wiem – odparła Agata podekscytowana – Ale mam sny które po jakimś czasie się spełniają. A Tobie przepowiedziałam, że dostaniesz grypy na czas jakiegoś ważnego wydarzenia – zwróciła się do Marti – I nie poszłaś na randkę z Liamem, bo miałaś gorączkę. – dziewczyna się zaczerwieniła. 
– To jeszcze o niczym nie świadczy – powiedziała któraś z dziewczyn. 
– A ja uważam, że mam te nadprzyrodzone moce.
– Ojej, naprawdę?? – Powiedziała z ironią Iza – Oj, to straszne – Agata odpowiedziała jej krzywym grymasem. Takie właśnie były jej reakcje, kiedy ktoś przejmował się czymś co ją kompletnie nie obchodziło, albo nie miała na ten temat bladego pojęcia. Ironicznie traktowała wszystkich i nie obchodziło ją co czuje ta osoba. Najważniejsze były tylko te sprawy które ją interesowały. „Terroryzowała” tak wszystkich. Ania nie lubiła w niej tego i może to właśnie decydowało o tym, że nie uznawała jej za przyjaciółkę. Rozmyślenia przerwał głos Magdy.  
– Ja w to nie wierze. Przykro mi Aga.
– A ja ci wierzę – wtrąciła się wreszcie Ania. Wszystkie spojrzały na nią z zdziwioną miną. Tylko Agata miała oczy dziękującej dziewczynki.
– Ohh, naprawdę – powiedziała znów Izka
 – No dobra, ale zgadnijcie co się stało?! – Spytała Magda. Nie czekając na odpowiedź dodała – Dostałam główną role w „Romeo i Julia”. 
– Naprawdę? Gratulacje! – zawołała Martyna pełna podziwu.
– Ja się nie zdziwiłam – odparła – stwierdzili, że byłam najlepsza w całym dwu dniowym przesłuchaniu. No, ale ja… - No tak ja, ja i ja, pomyślała Ania to z kolei mega negatywna cecha poukładanej i naprawdę mądrej Madzi. Wszystko musiało się kręcić wokół niej. Każdą rozmowę przeinaczała tak, aby rozmawiać o niej. Można z nią szczerze porozmawiać, ale i tak dawała przykłady z własnego życia. I Iza, i Magda były dobrymi koleżankami, ale miały tez negatywne cechy. Zresztą jak każdy, nikt nie jest idealny. Najważniejsze, że można z nimi porozmawiać. O wszystkim. Tym bardziej, że w końcu będzie musiała powiedzieć im kim jest naprawdę. I naglę się „obudziła” kiedy przez przypadek popchnął ja Kacper wchodząc do otwartej już klasy. Siadła w ostatniej ławce razem z Damianem i usłyszała swoje imię.
– Ania! Hej! – To Kacper krzyczał do niej z drugiego końca klasy, próbując uciec przed dziewczynami z równoległej klasy, które jakimś cudem dostały się za nim do klasy fizycznej. – Zostawcie mnie, jestem zajęty! Idźcie  na lekcje! – Przeklął pod nosem.
   Tak. Ten chłopak był przystojny. Ciemna  karnacja, czarne włosy z grzywką opadającą na jego duże zielone oczy które miały piękne dłubie rzęsy. Aż szkoda ich dla chłopaka. Twarz z pięknymi kośćmi policzkowymi i gładkie lice. Naprawdę zasłużył na miano Króla Jesiennego Balu czy Szkolnego Przystojniaka (według szkolnej prasy). Więc naprawdę nie mógł się odgonić od dziewczyn. A jego śnieżno biały uśmiech przyciągał ich jeszcze więcej.
– Boże… To jest straszne – przysunął sobie krzesło z pobliskiej ławki przez co jakiś chłopak zamiast na krzesło boleśnie upadł na pupę. Ale Kacper udawał, że tego nie zauważył. – Zostaniesz dziś godzinę, albo dwie dłużej w szkole? Kompletnie nie kapuje bioli. masakra, kto w ogóle  wymyślił taki przedmiot?
– Godzinę. I ani chwili dłużej.
– No dobra zawsze coś. – Uśmiechnął się pokazując białe zęby.
– Hym hym. Ja nie mam nic do powiedzenia? – Odezwał się Damian – Skąd mam wiedzieć, że nie chcesz mi poderwać dziewczyny? – Wskazał na niego palcem mrużąc oczy.
 –Oh… Nie wygłupiaj się głuptasie – zaśmiała się Ania. 
– To jesteśmy umówieni – powiedział wstając mulat. Weszła Mucha, bo tak wszyscy nazywali nauczycielkę fizyki, i zapadła cisza.
    
   – Czemu jesteś taka spięta? – Spytała mama
– Ja? Czemu tak uważasz? – Odpowiedziała pytaniem Ania – wydaje ci się. –mama spojrzała na nią badawczym wzrokiem. Jak niby mam być rozluźniona, pomyślała, a jeśli na zebraniu będzie Klaus? Na pewno mnie wyczuję.
     Ania już cała na czarno sięgała po swoją pelerynę i aż podskoczyła kiedy ktoś zapukał w okno. Odwróciła się i zobaczyła błysk błękitnych oczu i białe zęby, dopiero po chwili w ciemności ujrzała zarumieniona twarz. Damiana! Podbiegła do okna i otworzyła je.
-Co ty tu robisz? – zawołała 
- Hej, kochanie – uśmiechnął się nie zwracając uwagi na jej pytanie – Mogę wejść? – Spytał wciąż się uśmiechając.
– No… No dobra wejdź – powiedziała i gestem go zaprosiła. Wchodził pomału jakby się czegoś obawiał, a Ania powtórzyła pytanie – Co ty tu robisz?
– Stoję – odparł, ale widząc, że dziewczyna się denerwuję dodał – Stęskniłem się.
 – Widzieliśmy się zaledwie pięć godzin temu.
– O pięć godzin za długo.
– Ale ja nie mogę… Ty nie możesz tu być! – Powiedziała zdenerwowana. Dziś to na pewno się spóźnię, pomyślała.
– Nie martw się, postaram się być cicho, żeby twoja mama nie słyszała – uśmiechnął się, jego oczy wpatrzone w szyje dziewczyny zabłysły.
– Co ty do cholery masz na myśli?! – Prawię krzyknęła Ania. Damian złapał ją w tali podniósł  i delikatnie położył na łóżko. Dziewczyna nie mogła się ruszyć. Blondyn musnął jej szyję. Brązowooka ścisnęła powieki i wtedy chłopak zaczął ją łaskotać.  Brunetka w lekkim szoku nawet się nie zaśmiała. Doszło do niej co robi chłopak dopiero kiedy spojrzał na nią lekko zażenowany, że się nie śmieje.
– Nie masz łaskotek?
– Nie. Nie zawszę – odpowiedziała rozluźniając się powoli.

– Aaa, szkoda – powiedział kładąc się obok niej. Po chwili, ostrożnie przytuliła się do niego. Nie odepchnął jej. Coś miała zrobić, gdzieś pójść, ale gdzie? Wie, że chwile tak leżeli, a potem nagle urwał jej się film. Po tym momencie nic nie pamiętała z tego wieczoru. A sroka z jej parapetu obserwowała ją i kruka na gałęzi brzozy.


1 komentarz: