sobota, 1 listopada 2014

Rozdział XVIII


            Chłopak uderzył pięścią w drzwi. Zasyczał z bólu, przez parę drzazg które wbiły mu się w skórę. Pieprzone drzewo, pomyślał.
Wciąż nie mógł uwierzyć, że tak po prostu wyszła. Dziewczyna, którą darzył uczuciem jak nikogo przedtem, kobieta dla której gotowy jest się zmienić, a nawet umrzeć, po prostu wyszła. Pozostawiając po sobie słodki zapach różanych perfum, unoszący się w całym pokoju.
Każdy mięsień w jego ciele mówił mu, żeby za nią wybiegł, poleciał, śledził. Cokolwiek byle jej nie zostawiać samej. Ale przecież ona tego nie chce. Powiedziała, że to koniec.
Jednak wampirzy zmysł nie dawał mu spokoju. Przed oczami widział przeróżne, straszne sytuacje. Krzyk, srebrne światło, śmiech.
            Damian zerwał się z łóżka. Podbieg do okna i skoczył. Ogromna sroka wzbiła się w powietrze, a jej skrzek rozdarł cisze nocy.

            Wysoka zakapturzona postać poruszała się bezszelestnie w gąszczu drzew. Na jej ramieniu siedział czarny jak węgiel kruk. Kraczał coś do ucha postaci a ta przytakiwała co jakiś czas.
W końcu zobaczyła swój cel. Po szosie szła dziewczyna w wiszącej krzywo czarnej pelerynie. Co jakiś czas podciągała nosem. Jej kręcone, brązowe włosy były poplątane i wpadały jej do ust. Obcasy jej czarnych kozaków dudniły z każdym krokiem na asfalcie, który dziś wyjątkowo był odśnieżony. Zupełnie jakby wiedział co ma się wydarzyć i chciał tym samym sprawiać większy ból.
Zakapturzona postać przesunęła się za drzew specjalnie łamiąc gałązkę, która wydała głośny trzask.

            Ania zatrzymała się w pół kroku. Słyszała trzask. Na pewno coś trzasnęło, ale czy możliwe, że to jakieś zwierze?
Nagle za wielkiego dębu pomału zaczęła wychodzić zakapturzona postać. Po sylwetce i stylu poruszania można stwierdzić, że to kobieta. Przystanęła patrząc prosto w oczy brunetki.
- Miło cie znowu widzieć – powiedziała głosem tak znajomym a zarazem obcym – Cieszymy się, że jednak przyszłaś sama.
- Kim jesteś? – spytała Ania, bojąc się, że jej obawy są słuszne.
- Ohh. Takich rzeczy ofiary zazwyczaj dowiadują się tuż przed śmiercią, ale dla ciebie mogę zrobić wyjątek – blade dłonie sięgnęły do kaptura zdejmując go powolnie.
            Ania zobaczyła jak z przerażającej postaci wyłania się blada, słodka dziewczyna. Agata.
- O Boże – wyszeptała. Widząc jej niebieskie tęczówki pełne nienawiści i czerwonego błysku.
- Przerażona?
- Skąd… - odpowiedziała Ania. Spodziewała się, że Klaus będzie chciał zgarnąć Agatę, ale miała nadzieje, że jednak go ubiegnie. Choć po "śnie" Madzi nie była już tego tak pewna. – Gdzie jesteś Klaus? Wiem, że jesteś tu razem z nią!
            Wielki kruk który znajdował się na ramieniu Agaty zakraczał głośno. Wzbił się w niebo i zniknął w ciemności nocy.
- Oh… kochanie, oczywiście, że jestem. – za pleców łowczyni zabrzmiał niski chrapliwy głos.
Ania odwróciła się w tamtą stronę.
W jej kierunku spokojnie kroczył Klaus. Długie brązowe włosy niezgrabnie otulały jego twarz. Czarna koszula idealnie opinała się na jego klatce piersiowej. Atłasowe ciemne spodnie znajdowały się na jego długich nogach. Mrocznego charakteru dodawała mu czarna skórzana peleryna sięgająca jego łydek. Jej wielki kołnierz przyozdobiony był ćwiekami w kolorze jasnego beżu.  Dziewczyna mogłaby przysiądz, że zrobione zostały z kości. Jego twarz oszpecały liczne blizny i brak połowy nosa. Pokazał swoje żółte zęby w krzywym, ale triumfalnym uśmiechu.
- Tak się cieszę, że cię widzę – powiedział przybliżając się jeszcze bardziej.
- Bez wzajemności – odpowiedziała Ania starając się, żeby zabrzmiało to dość normalnie, ale jednak drżała ze strach przed nim. – Więc postanowiłeś nie czekać na swoją śmierć i przyszedłeś się z nią spotkać już teraz?
- Oj jej… aż tak mnie nie lubisz? – zapytał drwiąco – Szkoda tylko, że to nie ja dzisiaj umrę… Wiesz, nie mam czasu, żeby zajmować się takimi śmieciami jak ty, ale moja kochana Wiedźma z pewnością to zrobi. – Wskazał ręką na Agatę, która zaczęła iść w ich kierunku.
Ania spojrzała na dziewczynę, zdążyła już założyć na głowę kaptur. Szła pewnym siebie krokiem.
- Nie możesz… - odezwała się Łowczyni do Klausa, ale ten już zniknął.
Przecież nie może walczyć z Agatą. Nie zabije swojej koleżanki. Nie może tego zrobić. Klaus wiedział jak ją pokonać, wiedział, że nie będzie walczyć z niewinną.
            Dziewczyny stały w odległości zaledwie pięciu metrów. Peleryna Agaty zaczęła łomotać od podmuchów siły, którą zbierała w sobie do ataku i którą tylko ona mogła odczuć. Uniosła ręce ku górze łącząc ze sobą palce nad głową. Mamrotała coś pod nosem w nieznanym języku. Wzniosła się pół metra nad ziemię i spojrzała z nienawiścią na Anie.
- Air! Suffocat eam! – wykrzyknęła, zamaszystym ruchem kierując ręce w stronę zdekoncentrowanej brunetki. Z dłoni Czarownicy wypłynęły strugi srebrnego światła.

Przed oczami Ani  widniała tylko unosząca się w powietrzu postać Agaty i srebrne światło lecące prosto w jej stronę… z jej ust wydarł się przeraźliwy krzyk.

~*~
Witajcie :) Nieobecność na blogu była bardzo długa, ale jestem z nową dawką emocji. Ten rozdział pomimo, że krótki był pisany bardzo długo z powodu braku weny. jednak mam nadzieje, że się Wam spodoba :) Co myślicie o Ani i Damianie, powinni być razem czy nie? A co z Agatą?
A po za tym jak Wam minęło Hallowen? Były cuksy?
Już Wam nie zawracam głowy. Do zobaczenia 10 listopada xD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz