czwartek, 31 lipca 2014

Rozdział XVII



            Ania poruszyła się lekko. Chłopak od razu wstał z fotela i podbiegł do łóżka. Dziewczyna zaczęła poruszać wargami. Niebieskooki bez zastanowienia zbliżył swoją twarz do twarzy dziewczyny. W jego nozdrza uderzył słodki różany zapach. Już miał całować te piękne malinowe usta kiedy poczuł też zapach jej krwi, więc w porę się opamiętał. Odsunął się od dziewczyny i złapał tylko jej dłoń. Patrzył jak powoli unoszą się jej powieki. Jak w jej pięknych czekoladowych tęczówkach pojawiają się iskierki szczęścia które… zamieniają się w płomienie wściekłości i przerażenia?!
            Kiedy Ania zobaczyła niebieskie oczy swojego chłopaka ucieszyła się jego obecnością, ale szybko zdała sobie sprawę, że coś tu jest nie tak. Wszystko o czym myślała już od listopada kiedy poznała Damiana zaczęło się spełniać. ON był WAMPIREM. Wszystkie te podejrzenia, które skutecznie w sobie tłumiła miłością do niego okazały się być prawdą.
Co teraz? Powinna go zabić czy zerwać z nim wszystkie kontakty? A może powinna dale z nim być i kochać tak jak jeszcze nigdy przedtem, bo przecież to miłość nas wybiera, nie my ją.
- Jak mogłeś? – wyszeptała w końcu. -  Jak mogłeś mi to zrobić?
- Nie rozumiesz, kochanie…
- Nie mów tak do mnie! – wykrzyknęła odsuwając się od blondyna.
- Ale… ja naprawdę cię kocham. Gdyby tak nie było na pewno wąchałabyś już kwiatki od spodu. Kiedy zobaczyłem cie na tym drzewie, wiedziałem, że nie dam rady cie zabić…
- Na jakim…? – no tak, pomyślała dziewczyna, Damian jest Łowcą Łowców, jest tym który miał mnie zabić, a ja nawet nie łączyłam faktów, że zjawili się w tym samym czasie. – Więc nie miałeś w planach mnie zabić?
- Nie! – wykrzyknął – Choć na początku miałem taki plan. Już na tym zebraniu kiedy zobaczyłaś mnie pierwszy raz czułem twój różany zapach – Ania zarumieniła się – Wiedziałem gdzie się znajdujesz, więc zabrałem parę tych głąbów pod to drzewo, ale kiedy zobaczyłem twoja sylwetkę, bladą dłoń coś poruszyło moim sercem. To było tak jakby zaczęło na nowo bić. Od kiedy umarłem nie miałem takiego uczucia. Śledziłem cię, byłem przy tobie o świcie słońca i pełni księżyca, od tamtego czasu byłem przy każdej sekundzie twojego życia. Na początku chodziłem za tobą, żeby znaleźć jakieś słabe punkty u ciebie i, żeby poczuć jak moje oziębłe serce zaczyna bić. Ale potem zdałem sobie sprawę, że nie chcę cię zabijać, że wypełniasz moje życie radością, miłością i strachem… - zrobił przerwę i spojrzał na swoją ukochaną, kiedy ta wpatrywała się na niego zaszklonymi oczami, ale się nie odzywała zaczął mówić dalej – Bałem się ciebie, bałem się o ciebie i bałem się mnie… od kiedy się zakochałem żyłem w strachu.
- Nie rozumiem… - odezwała się brunetka – Czemu bałeś się mnie i samego siebie? – blondyn zaśmiał się cicho, ale nie jak to miał w zwyczaju, tak łagodnie, to brzmiało jak śmiech zabójcy z horroru, czy jakiegoś psychopaty.
- Bałem się ciebie, bo wiedziałem czym się zajmujesz. Rozmawiałem z tobą telepatycznie, żebyś tylko nie zadała mi pytań skąd pochodzę i czy jestem wampirem – znów się zaśmiał – Ale byłaś za silna, czasem udawało mi się coś zdziałać, ale nie zawsze. Pamiętam ten dzień kiedy po raz pierwszy padłaś w moje ramiona, już czułem, że cos jest nie tak. Wiedziałem, że chcesz się zapytać właśnie oto. Ale chciałem cie mieć w moich obięciach, niestety czułem jak moje kły się wydłużają… Bałem się siebie i o ciebie ponieważ miałem świadomość do czego ja jestem zdolny. Byłem przerażony kiedy czułem twój zapach mieszany z ciepłym zapachem twojej krwi. Bałem się, że się nie opanuje… i tak też się stało. – westchnął zmartwiony. Brązowooka przypomniała sobie dwa strupki jakie znalazła niedawno na swojej szyi, przecież to było zaledwie dwa dni temu. Dotknęła dłonią tego miejsca ale po rankach nie było już śladu – Szybko się goją – powiedział chłopak widząc jej reakcje.
- Wiesz to nawet nie bolało… to wręcz było przyjemne – uśmiechnęła się do niego na pocieszenie.
- Mnie bolało… kiedy wracałem do domu i zdałem sobie sprawę z tego co zrobiłem. Bo kiedy cię nareszcie spróbowałem poczułem ogromną radość…!
            Ania siedziała w milczeniu patrząc na chłopaka. Jej kochanego blondyna. Jej chłopca z oczami jak ocean, takimi niebieskimi i głębokimi. Przypominała sobie te chwile kiedy musiał ją ugryźć. Ona też czuła radość, co więcej, czuła podniecenie, tak jakby tego chciała.
- A co z twoją rodziną? Czy oni też…? – odważyła się w końcu spytać.
- Nie… - jego oczy nagle stały się granatowe, zachowywał się jakby był w innym świecie. Mówił i nie zważał na pytania dziewczyny – Ja ich zabiłem. To było jak miałem osiemnaście lat, w 1698 roku. Siedziałem za domem, albo raczej szałasem, w którym mieszkaliśmy, czekałem na ojca który miał wrócić z pola, ale za miast niego doczekałem się Irs’a. zaprowadził mnie pod drzewo to była piękna jabłoń. Rozmawiałem z nim, Aż wrócił ojciec i wygnał go, a ten powiedział, że jeszcze wróci. Byłem wściekły ponieważ polubiłem tego starca. Nigdy nie dowiedziałbym się czemu tato tak go potraktował, bo odkąd pamiętam uczył mnie pomagać starszym, a Irs’a wyrzucił. Niestety staruszek sam postanowił odpowiedzieć mi na to pytanie. Przyszedł do mnie w nocy, o dziwo nie obudził nikogo oprócz mnie. Powiedział, że musi się zemścić na ojcu za to co mu zrobił. Wiem, że zasnąłem, a kiedy się obudziłem jego usta były we krwi. W mojej krwi. Ja tez miałem ochotę wkuć się w jego szyje, ale powiedział, że mój ojciec jest smaczniejszy i ja… - przełknął głośno ślinę – Ja ugryzłem mojego ojca… szarpał się, próbował się uwolnić, ale byłem za silny. Irs zajął się moja matką, a mi rozkazał pożywić się siostrą. Rozumiesz?! Siostrą… Izabel miała dopiero cztery lata! – do jego oczu zaczęły napływać łzy. Wampir, płaczący wampir. – Ja nie wiedziałem co się dzieje, z głodu chciałem rzucić się też na brata, ale starzec mnie powstrzymał i powiedział, że ten śmierdzi wilkami, nie warto. Kazał mi się położyć do pryczy, zasnąłem. – przerwał na chwilę – Kiedy się obudziłem w domu zobaczyłem kompletną masakrę, pełno krwi, moja cała rodzina leżała w piach zakrwawiona. Kiedy zaczęły do mnie napływać fakty zacząłem płakać i usłyszałem słaby głos mojego brata. „ Zabrał księgi… musisz je odzyskać i pomóc mi tak jak to robił ojciec…”. Nie wiedziałem o co chodzi. Zajmowałem się nim przez jakiś czas, ale pojąłem, że jestem za blisko ludzi, że i tak za dużo zwierząt i dziewcząt skrzywdziłem. Miałem za wielki popęd na krew. Chciałem odejść, ale Zayn mnie ubiegł i odszedł pierwszy. Potem słyszałem jeszcze, że w miasteczku grasuje stado wilków wśród których można ujrzeć właśnie mojego brata. Ja chodziłem po świecie zabijając wampiry i ludzi… stałem się bohaterem, ponieważ zabijałem wampiry, a ludzie nie wiedzieli, że tez nim jestem i, że robię to tylko by zdobyć moc. Kiedy wreszcie posiadłem większość wampirzych tajemnic chciałem się unormować i zamieszkać w jakimś małym miasteczku z dostatkiem pożywienia. Jednak zlecono mi zadanie które z chęcią przyjąłem, ale nie mogłem go wykonać. Miałem cie zabić, a zamiast tego się zakochałem. Jednak kiedy zobaczyłem moje księgi pod twoja szafką wściekłem się, opętałem ją, żeby dowiedzieć się jak je zdobyłaś…
- Więc to ty opętałeś Magdę? – zapytała Ania nie do końca zdając sobie sprawę z sensu słów Damiana. – Ty byłeś, sroką?... To ty ciągle pojedynkowałeś się z Klausem – tym razem stwierdziła dziewczyna.
- Tak… - westchnął.
             Historia blondyna wydawała się ani straszna, ale było jej tez szkoda chłopaka tyle wycierpiał… i co ona ma zrobić?
- Ja… - powiedziała wstając z łóżka – Pójdę już – chłopak spojrzała na nią, ale jej nie zatrzymywał. Wiedział, że potrzebuje czasu, że teraz wszystko może się zmienić. Ale wiedział też, że dalej będzie kochał tą bladziutką brązowooką dziewczynę.
- I nie dzwoń do mnie – dodała trzymając rękę na klamce – Lepiej będzie jeśli damy sobie spokój.
            Już otwierała drzwi, ale zamknęły się przez mocne uderzenie jakie zadał im chłopak, tym samym zagradzając drogę dziewczynie.
- Spokój? – spytał, a ta kiwnęła głową – Czyli koniec? – dziewczyna nie potrafiła odpowiedzieć,  nie chciała. – Ale ja cię kocham.
- W naszym przypadku te słowa nie mają zbyt dużej wartości.
-Wiem, że wcale tak nie uważasz…
- Ja sama nie wiem co uważam.

            Ania otworzyła drzwi i tym razem Damian jej nie przeszkodził. Wyszła z jego pokoju, apotem z pensjonatu. Płakała… hym, raczej pozwalała wypłynąć co jakiś czas trzem–czterem łzą. 

     Hej :) Jak tam pierwszy miesiąc wakacji?
Przepraszam, za spóźnienie i, że wstawiam rozdział o takiej porze, ale wczoraj jeszcze nie był gotowy... sorki.

niedziela, 20 lipca 2014

Rozdział XVI

Rozdział chciałabym zadedykować Małej Jędzy.
 Dziękuję, że wciąż ze mną jesteś i wiernie komentujesz moje wypociny :)


            Ania westchnęła i zaczęła opowiadać o swoim śnie co wiąże się z wydarzeniami wczorajszej nocy. Dziewczyny słuchały zaciekawione i przerażone jednocześnie.
- Najgorsze jest to – powiedziała brązowooka na końcu swojej wypowiedzi – Że nie wiem co z tym zrobić. – przyjaciółki poklepały ją po ramieniu.
- Damy radę – powiedziała Marti.
- Nie rozumiecie?! – wykrzyknęła w odpowiedzi Łowczyni – Skoro zabił ojca Izy to w każdej chwili może zabić was! Nie podarowałabym sobie gdyby to się stało.
            Dziewczyny przytuliły się.
Czas na wojnę. Walka już się zaczęła. Pierwsza bitwa przegrana…
Czas wezwać wojsko… trzeba porozmawiać z Agatą o jej zdolnościach i prosić, wręcz błagać, żeby jednak wybrała dobro.
- A gdzie Magda – zapytała nagle Iza. Dziewczyny popatrzyły po sobie przestraszone.
            Zaczęły do niej dzwonić. Nie odbierała. Zadzwoniły do jej rodziców. Nic.
Już zbierały się, żeby do niej jechać, ale do Izy ktoś zadzwonił.
- Musicie do mnie przyjechać jak najszybciej – usłyszały głos blondynki dochodzący z telefonu- To piekielnie ważne. Spieszcie się – i połączenie zostało przerwane.
             Dziewczyny spojrzały po sobie i wybiegły z pokoju. Trzasnęły drzwiami frontowymi i już siedziały w samochodzie Izy.
            Magda czekała za nimi na ganku. Była blada z podkrążonymi oczami i rozczochranymi włosami.
- Spałaś? – zapytała rozśmieszona Martyna.
- Agata. – powiedziała Magda na powitanie –Ona… i Klaus… oni… razem – mówiła jakby nie obecna, zamyślona. Przełykając ślinę po każdym słowie – Za późno, spóźniłyśmy się! – powiedziała wreszcie normalnie.
- Co?! Ale jak to możliwe? – spytała Ania uświadamiając sobie o co chodzi przyjaciółce.
            Weszły do salonu. W oczy od razu rzucały się jaskrawo żółte ściany. Blondynka kucnęła przy szklanym, okrągłym stoliku, reszta dosiadła się do niej.
- Nie wiem jak to się stało, ale miałam sen – spojrzała na dziewczyny znacząco – Byłam na jakiejś leśnej polanie i za krzaków wyszła Agata. Ubrana w purpurowy płaszcz, podobny do twojego – zwróciła się do Ani – Tez taki po kostki i z wielkim kapturem. I mówiła, że jest bronią. Ale to nie był jej głos, to był okropny, gardłowy, taki skrzeczący dźwięk. Ona… albo to coś, mówiło, że jest potężniejsza nawet od niej, tak jakby była potężniejsza sama od siebie. Że już wstąpiła do swojej armii. Wiem, że była też rozmowa o tobie – znów spojrzała na Anie –Ale nie pamiętam… chyba miałam się tobą cieszyć… i coś jest nie tak… ze mną albo z tobą. Nie pamiętam. – złapała się za skronie.
            Przez chwile nikt się nie odzywał. Każda dziewczyna analizowała przed chwilą wypowiedzianą formułkę. Te wydarzenia były bardzo dziwne. Każde zdanie do siebie nie pasowało, było inne. Nic nie łączyło się w całość.
- Ja nic nie rozumiem – wyszeptała Marti.
- Ja… znaczy się – zaczęła Ania – wydaje mi się, że znowu zostałaś opętana – swoją wypowiedź skierowała do Madzi – A na pewno Agata. Ty faktycznie mogłaś tylko śnić. Skoro mówiła czyimś głosem to ten ktoś jest potężny, a strasznie mi się wydaje, że był to Klaus. – dziewczyny wstrzymały oddechy – Tak. A to znaczy, że przegrałyśmy.
- Nie przesadzaj – powiedziała Iza – Może jeszcze uda nam się przeciągnąć ją na właściwą stronę.
- Wierzysz w cuda? – zapytała lekko pogardliwie brązowooka.
- Tak, tak wierze – odpowiedziała dumnie.
- Ja też… ale nie w takie.
            Siedziały tak nie odzywając się do siebie prawie godzinę. Rozmyślały co się z nimi teraz stanie? Czy w ogóle uda im się wyjść cało z tej „strasznej bajki”?
Zaczynają się straszne czasy. I jak na złość wplątała w to swoje przyjaciółki. Czas też powiedzieć Damianowi, nie chce umrzeć w okolicznościach których chłopak nie będzie potrafił wyjaśnić. Właśnie nadszedł ten moment na szczerą rozmowę z ukochanym.
            Poderwała się z kanapy na której siedziała wraz z Izą i Magdą.
- Wracamy do domu. Nie wpuszczajcie obcych. Jeśli macie boczek włóżcie małą kosteczkę do kieszeni i się z nią nie rozstawajcie.
- Boczek?
- Tak, jest znacznie lepszy niż czosnek – dziewczyny spojrzały po sobie zdziwione, ale potem się roześmiały. Kto by przypuszczał, że mięso jest lepsze niż to małe, białe, śmierdzące warzywo.
            Trójka brunetek wyszła z domu blondynki. Zawiozły do domu Marti, a potem przyjechały do domu Ani.
Zjadły zimne już gofry i poszły do pokoju brązowowłosej. Po mimo dość wczesnej godziny wyszykowały się do snu. Ania ze strychu znów zniosła stary materac i śpiwór, pod którymi spała w czasie wizyty Julii.
Po szybkich prysznicach ułożyły się do snu. Nie rozmawiały zbyt dużo. Już po chwili słychać było spokojny oddech Izy. Niestety Ania nie mogła zasnąć. Kręciła się na materacu, siadała potem znowu się kładła. Wreszcie wstała. Obtuliła się kocem i zeszła na duł. Siadła w kuchni z szklanka mleka. Cały czas przed oczami miała wizje swojego snu. Okropnej twarzy Klausa, rozerwanej szyi ojca swojej koleżanki. Wciąż czuła to przerażenie jakiego doznała matka Izy.
Niedługo też cie to spotka. Usłyszała straszny skrzek w swojej głowie. Już gromadzę armię, wiesz? Długo sobie nie pożyjesz.
- Jeśli myślisz, że się boje, to jesteś w błędzie – powiedziała, ale czuła, że w jej organizmie jest totalny brak odwagi.
Wiem, że ty nie czujesz strachu o własną bladziutką skórę. Ale pomyśl tylko co mogę zrobić z tym blondaskiem, może i jest  prawie tak samo silny jak ja czy ty, ale jest gotowy się poświęcić. Wystarczy, że wcince mu jakiś kit o twojej śmierci. Do głowy dziewczyny zaczął wpływać natłok myśli, porównań i hipotez. Damian silny? Ja silna? Coś tu jest nie tak…
- Łżesz! Nie wieże ci.
Ohh… jak miło. Właśnie stwierdziłem, że te twoje dziewczynki są bezbronne nie tak jak chłoptaś. One są ludźmi! Dla nich śmierć jest czymś nieuniknionym. I co z tego czy przyjdzie prędzej czy później? A ta brunetka tak słodko śpi… słychać było jeszcze wybuch śmiech który cichł…
            Ania przerażona groźbą wampira, bo jego ostatnie słowa z pewnością można tak nazwać, biegła po schodach strasznie się potykając. Jakby schody chciały zrobić jej na złość. W końcu wpadła do pokoju.
Dzięki Bogu Iza leżała w łóżku smacznie śpiąc. Ale okno było otwarte, a na parapecie siedział ogromny kruk. Jego błyszczące, czarne oczy wydawały się być rozbawione.
Do brązowowłosej zaczęły nabiegać fakty łączące Klausa z ptakiem. Wampiry na polance koło rzeki i kruk, na jej oknie wiecznie kruk, pod szkołą też zaatakował ją kruk.
- Nie wejdziesz tu Klaus. Nie dasz rady – powiedziała dziewczyna spokojnym szeptem, choć wewnącz niej się gotowało.
Ptaszysko rozpostarło skrzydła jakby szykowało się do ataku. Brunetce przyszło na myśl, że może jednak zaklęcia nie zadziałają, bo nie jest czarownicą, że ktoś jednak wpuścił go do domu za sprawa hipnozy. Ptaszysko wzbiło się w górę, zaczęło lecieć wprost na dziewczynę. Ale w ostatniej chwili wzbiło się w górę. Brązowooka nie czekając na powtórne pojawienie się wampira zamknęła okno. Dziękowała Bogu, że mężczyzna jednak nie przebił się przez zaklęcia obronne. Położyła się do śpiwora, ale nie żeby spać, lecz aby czatować.

Ania szła do szkoły z lekko zaczerwienionymi oczami. Nie udało jej się nie spać całą noc, bo zanudziłaby się na śmierć. Więc nie wyglądała najgorzej po mimo tylko trzech godzin snu. Iza została w domu, koło dziesiątej miała jechać do szpitala zobaczyć co z mamą.
Kiedy dziewczyna wchodziła  na teren szkoły, dało się wyczuć w uczniach jakąś adrenalinę. Nie wiedziała czy ma to odebrać dobrze czy raczej był to jakiś dziwny atak wampirów. Jednak twarze dziewczyn były roześmiane, a chłopców jakby zakłopotane, ale również szczęśliwe.
Weszła do szkoły a w oczy rzucił się jej wielki plakat wiszący na ścianie korytarza. Praktycznie co kawałek zawieszony był mniejszy z tą sama informacją. Brunetka podeszła do jednego z mniejszych przy którym było mniej osób. Czytając treść uśmiech wpełzł na jej twarz jednak szybko go zegnała.
Bal sylwestrowy, teraz? Co roku czekała na niego jak mała dziewczynka na swój pierwszy bal przebierańców, ale musieli go zorganizować właśnie w tym czasie? Teraz kiedy musi szykować się na pogrzeb, kiedy czas zacząć przygotowywać się na wojnę, kiedy musi strzec swoje przyjaciółki.
            Nagle ktoś obiął ja w tali i zakręcił w powietrzu. Z jej ust wyrwał się cichy pisk, ale oprawca go usłyszał i postawił na ziemi. Teraz dziewczyna wpatrywała się w głębokie niebieskie oczy swojego blondyna. Uśmiechnął się do niej i odsunął na „bezpieczną odległość” bo tak dziewczyna nazywała ten odstęp po między nimi.
- Czytałaś? – spytał, ale nie czekał na odpowiedź – Więc rozumiem, że idziemy razem? – jednak jego słowa wcale nie zabrzmiały pytająco.
- Hymm, jeśli ktoś zaprosi mnie ładniej, to nie wiem czy ze mną pójdziesz…
- A więc… Czy zechcesz się ze mną wybrać na ten Bal Sylwestrowy, kochanie? – ukłonił się jej jak arystokraci w renesansie.
- Nie. – chłopak zrobił zawiedzioną minę, ale nie podważał decyzji dziewczyny.
- No tak… zapomniałem o Izie.
- No właśnie, myślę, że ona nie pójdzie i nie chce zostawiać jej samej.
- Rozumiem. Ale jeśli ona by szła, ty wybrałabyś się ze mną?
- Tak, myślę, że zrobiłabym to z wielką przyjemnością – ugięła kolana, a rękoma udawała, że trzyma syknie, przedrzeźniając tym samy jego wcześniejszy ruch.
- Trzymam cię za słowo, piękna pani – wyszczerzył swoje białe zęby. Wygłupiali się tak  do póki nie zabrzmiał dzwonek.
            Magda nie pojawiła się na lekcjach, więc Ania spędzała dużo czasu z Martyną, która już snuła plany o balu i prawie się rozpłakała kiedy doszły do niej fakty o sytuacjach jakie niedawno miały miejsce. I choć bardzo chciała iść przyznała Ani racje i też pójdzie tylko jeśli wybierze się tam Iza.
            Kiedy brunetka wróciła do domu jej przyjaciółka właśnie jadła obiad wraz z panią Irwin. Obydwie uśmiechnęły się do niej i zaprosiły do wspólnego spożycia jakiejś morskiej ryby.
- Jak się czuje twoja mama? – zapytała Ania kiedy już znalazły się w jej pokoju.
- Już lepiej, naprawdę jest z nią dużo lepiej – powiedziała z uśmiechem – Ale powiedz lepiej w co masz zamiar ubrać się na bal? – brunetkę zatkało.
- Ja, nie miałam w planach iść – wyksztusiła wreszcie.
- No co ty? Czekasz na to od nowego roku i nie chcesz iść?
- Przecież cię nie zostawię.
- Zostawisz? Ja też idę! – teraz Ania naprawdę nie wiedziała co powiedzieć. Jej przyjaciółka zachowywała się zupełnie inaczej niż miała.
             Choć Ani cos nie pasowało w jej zachowaniu cieszyła się, że dziewczyna nie pogrąża się w rozpaczy doprowadzając się do depresji. Więc po chwili zachwyciła temat i razem planowały to „wielkie wydarzenie”. Nie mając jeszcze pojęcia, że słowo „wielkie” zamieni się na „straszne”.
            Ta noc również nie była dla Ani łaskawa. Dziewczyna znów strasznie się wierciła w swoim śpiworze. Nie miała już siły na kolejne przekręcenie się więc wstała i ubrała się w strój łowcy. Wiedziała, że to trochę, a nawet bardzo niebezpieczne, ale nie mogła tak bezczynnie leżeć.
A zabijanie teraz już sprawiało jej nawet przyjemność. Relaksowała się widząc przerażone oczy wampira, bo to w końcu rzadki widok. Czoła wtedy, że mści się za ojca, pomimo, że miał go tylko jednego a tych potworów zabiła już setki.
            Szła ciemną uliczką w swojej czarnej pelerynie. Jej kroki zagłuszał śnieg, którego w poświacie nocy nie szło odróżnić od chodnika, był tak samo czarny. W tych czasach nawet jasność zmuszona jest ustąpić czerni.
I nagle usłyszała krótki przeraźliwy krzyk. Szybki ruch. Czyjś krok. Swój wzrok skupiła na miejscu w którym przed chwilą widziała jak cos się poruszyło. Zaczęła iść w tamtym kierunku, powoli, skradając się. I zobaczyła młodą dziewczynę przygwożdżoną do ściany przez… czarne coś? Wysoka, umięśniona postać, w czarnej pelerynie po kostki, pochylona nad szyją „zdobyczy”. Wyjęła kołek przymocowany do paska i znów zaczęła się skradać.
Zdziwiła się, że wampir jeszcze o  niej nie wie. Była już tak blisko. Wyraźnie słyszała, płytki szybki oddech dziewczyny. Dłoń z kołkiem uniosła i lekko odchyliła do tyłu. Jej ręka poleciała w dół. I nagle… Ania sama do końca nie wie co się stało. Wszystko wydarzyło się w jednej sekundzie. Kołek już prawie wbił się w plecy wampira. Zobaczyła ptaka lecącego prosto na nią. Dziewczynę której rozdarła drewnem koszulkę, osuwająca się po ścianie na śnieg. Puściła szybko swój przyrząd do zabijania, by pochwycić dziewczynę. Ułożyła ją wygodnie pod ścianą. Zaczęła się rozglądać do o koła.
Myślała gorączkowo.
Skoro zamienił się w ptaka to musi być tym pieprzonym łowcą! Zaraz, zaraz… to może być Klaus. Więc skoro i jeden i drugi ma mnie zabić, teraz się nie wycofa. Ale nie dam się tak łatwo.
Umrę z godnością.
            Usłyszała za sobą łopot skrzydeł. Odwróciła się w ta stronę. I znów z tyłu, usłyszała kroki. Ten ktoś w ogóle się nie skradał, szedł pewny siebie po chodniku, a jego kroki dudniły w uszach Łowczyni. Powoli odwróciła się za siebie. Przygotowała się do obrony. Była gotowa. Mogła walczyć i umrzeć. Nie robiło jej to różnicy. Już nie była sama ze swoja tajemnicą. Magda, Iza i Martyna już wiedziały o jej życiowym ciężarze.  
Na swoich ustach poczuła zimną dłoń. O jej policzek, otarł się inny, zimny jak lód. Na swojej tali poczuła silne ramie. Jej stopy powoli odrywały się od ziemi. Nie czuła śniegu.

Leciała! Najprawdziwiej w świecie leciała. A trzymające ja mocne ramiona, były takie przyjazne. Delikatnie ja obejmowały. Na swoim policzku poczuła krótki, zimny pocałunek. Niby taki krótki, a zawrócił dziewczynie w głowie. Już wiedziała, że to nie Klaus i, że ten wampir mimo swojej natury nie chciał zrobić jej krzywdy. Zobaczyła oczy  koloru nieba, ale nie tego teraz, nieba w słoneczny dzień, kiedy słońce rozświetla ten błękit pięknymi złotymi promieniami. Cii, spij kochanie, śpij usłyszała przyjazny cichy głos w swojej głowie. Nie opierała się mu. Zamknęła powieki.

~_~_~_~_~_~_~
I co myślicie o tym rozdziale?
Początek nie jest zadawalający, ale końcówka chyba może być...
Dziś również proszę o komentarze :)

czwartek, 10 lipca 2014

Chciałam to dodać wraz z rozdziałem, ale na śmierć zapomniałam...

Versatile Blogger Award

Zostałam nominowana przez Małą Jędze, za co serdecznie dziękuje. Kocham Cie!!

Siedem faktów
1.     Kiedy rozmawiam z rodzicami zmyślam jak poszło mi w szkole, żeby nie musieli się denerwować z powodu mojego gadulstwa ( które dziwnym trafem objawia się tylko w szkole)
2.     Nienawidzę dziewczyny z która siedzę w ławce, ale przed nią udaje, że ja lubię
3.     Mam obsesje na punkcie mojej figury, ciągle wydaje mi się, że jestem za gruba
4.     Kocham The Wanted i myślę, że mogę się przyznać, że piszę o nich opowiadanie (dziewczyny proszę nie zabijajcie mnie)
5.     W moim pokoju panuje wieczny burdel
6.     Do tej pory lubię oglądać bajki
7.     Po osiemnastce mam zamiar wytatuować sobie ramię


Nominuje:

Nie wiem kogo jeszcze mam nominować, niech na razie to wystarczy… :/





Liebster Award 

Nominacje do Liebster Award otrzymuje się od innego blogger’a w ramach uznania za „dobrze wykonaną prace”

Nominacje dostałam (również) od Małej Jędzy


1.       Czym jest dla ciebie pisanie?
To oderwanie się od rzeczywistości. Coś w stylu hooby, ale pochlania mnie na dużo dłuższy czas
2.      Czy w którymś ze swoich opowiadań zamieszczasz coś ze swojego życia?
Tak. Może to i głupie, ale robie to dość często.
3.      Kiedy zaczęłaś pisać?
Bajki pisałam już w trzeciej klasie, ale to była tandeta J Prawdziwe opowiadanie zaczęłam pisać w zeszłe wakacje razem z kuzynką, ale ona wzięła zeszyt i teks stoi w miejscu…
4.      Ktoś z twojego otoczenia wie, że piszesz?
Tak, na początku tylko przyjaciółki, ale się rozeszło.
5.      Masz jakieś plany na przyszłość, jeżeli tak to jakie?
Pewnie to co wszyscy. Studia, mąż dzieci. Ale chciałabym coś osiągnąć, udowodnić mojej rodzinie, że jestem czegoś warta, pomimo, że cala reszta jest na niskim poziomie i we mnie nie wierzy.
6.      Skąd wziął się pomysł żeby pisać?
Kuzynka chciała spisać historie naszych zabaw z dzieciństwa, więc zaczęłyśmy tworzyć z tego jedną całość i wychodziły całkiem zgrabne zdania, ale musiałyśmy zaprzestać. Toksyczna Miłość praktycznie nigdy nie miała ujrzeć światła dziennego, miała po prostu zapełnić pusty zeszyt. Miałam zamiar dać to potem siostrze na urodziny. Ale koleżanka namówiła mnie do założenia bloga ( za co bardzo jej dziękuje) Ale się rozpisałam, aż wstyd xD
6. Ile masz lat?
Jak to się mówi…? Przeżyłam już czternaście wiosen ;)
7.      Masz rodzeństwo lub bliskich przyjaciół?
Mam młodszą siostrę i brata. Posiadam też dwie wspaniałe przyjaciółki ( kocham Was dziewczyny!! :*)
8.      Kiedy znajdujesz czas na pisanie?
Wieczorami kiedy brat śpi, a w domu nie ma nic do zrobienia.
9.      Jakie jest twoje hobby nie licząc pisania?
Biegam. To moja pasja, tak przynajmniej mogę wyładować negatywne mocje.
10.   Jesteś szczęśliwa?
Hymm… trudne pytanie. Jeśli mam być szczera, to nie za bardzo, ale da się przyzwyczaić.
11.    Co byś zrobiła gdybyś wygrała w totka? 

Sfinansowałabym budowę nowego domu. Kupiła sobie motor. I… nie wiem co jeszcze.

Nominowani:
1. zaynmalik-ff.blogspot.com
2. upadla-i-lowcy.blogspot.com
3. http://canyouhearme-thewanted.blogspot.com/
4. http://love-is-a-contradiction.blogspot.com/
5. http://myloveisthewanted.blogspot.com/
6. zahipnotyzowanaja.blogspot.com
przepraszam, ale więcej nie czytam (no a nie można nominować tego kto nominował ciebie)
Pytania:
1. Jakiej muzyki słuchasz i dlaczego?
2. ulubiony wokalista/zespół?
3. Jak masz na imię i czy je lubisz?
4. Czy masz ulubioną książkę, jeśli tak jaką?
5. Czytasz gazety dla nastolatek (Bravo, FunClub itp) czy uważasz, że to bzdety?
6. Jakie jest Twoje ulubione danie?
7. Czy piszesz kilka opowiadań czy tylko to jedno?
8. Cieszysz się z wakacji?
9. Wolisz spacer czy czytanie książki?
10. Jakie jest Twoje hobby? (pomijając pisanie)
11. Uczestniczysz w akcjach charytatywnych?

Rozdział XV



            Blondynka szła polną drogą, brodząc w śniegu. Niebo pokrywały czarne kłębiące się chmury. Dosłownie czarne, słońce nie miało szans, żeby się przez nie przebić. Kroczyła wyprostowana z uniesioną głowa nie patrząc pod nogi ani na boki. Wokół niej było cicho, aż za cicho. Żadnych odgłosów wiatru czy śniegu uginającego się pod nią.
Zbliżała się do lasu. Wiedziała, że tam będzie ciemno. Czarno jak w nocy, pomimo czwartej po południu.
            Nie chciała tam iść. Nie chciała w ogóle zbliżać się do tego miejsca. Czuła, że tam nie będzie bezpiecznie. Czuła śmierć. Ból. Próbowała zawrócić. Próbowała, ale coś jej nie pozwalało. Dziewczyna praktycznie nie znała tego miejsca, pierwszy raz szła ta drogą i miała nadzieje, że więcej nie pójdzie. Chciała się sprzeciwić swoim myślą. kłuciła się sama z sobą, bynajmniej tak się jej wydawało.
Jakiś głos w głowie mówił jej aby szła dalej, by wykonywała wszystkie jego polecenia. Ale Magda czuła strach, panicznie się bała tego co ma robić. Krzyczała na siebie w myślach, że się boi, że nie chce tam iść, ale głos jej kazał. A ona pomimo sprzeciwu szła. Nie miała władzy nad nogami. Robiła wszystko co kazał jej głos w jej głowie, mimo, że nie chciała.
            Weszła w las i było tak jak myślała, ciemno jak w nocy. Nic nie widziała, ale nogi niosły ja dalej. I o dziwo nie uderzyła w żadne drzewo.
Nagle się zatrzymała i zaczęła widzieć. Z ostrością jakiej nigdy nie doznała. Stała na czymś w rodzaju polany przykrytej baldachimem z koron wysokich drzew. Widziała zarys kory na drzewach, nawet tych po drugiej stronie polany. Widziała dwa wielkie ptaki na dwóch różnych roślinach. Widziała je pomimo ich czarnego ubarwienia na czarnym tle gałęzi drzew na których siedziały. To było wspaniałe uczucie mieć taki wzrok, ale zarazem przerażające.
- Posługujesz się dziewczyną? To śmieszne – usłyszała w swoich uszach chrapliwy donośny głos, zdający dochodzić z każdego zakątka polany.
            Nagle z drugiej strony za drzewa wyszła wysoka zakapturzona postać. Na sobie miała długi za kostki purpurowy płaszcz z wielkim kapturem. Podniosła blade ręce, aby go zdjąć. Magda ujrzała bladziutka twarz Agaty. Boże Agata! Dziewczyno uciekaj! Uciekaj! Krzyczała dopóki nie zdała sobie sprawy, że nie wydaje z siebie żadnych odgłosów. Mogła tak tylko krzyczeć w myślach. I krzyczała przerażona z nadzieją, że może jednak wyrwie się choć jeden dźwięk.
- Widzę, że nie jesteś nic lepszy – powiedziała. Jej głos był trochę zachrypnięty, ale przynajmniej normalny, a nie jak Agaty.
- Mylisz się. – powiedziała brunetka męskim głosem – Ja pokazuje ci moją nową broń.
- Broń?
- Tak. Wiesz kim ona jest? – ale nie dała dokończyć dziewczyna sama dokończyła a Magda już znała odpowiedź – Jest czarownicą. Bardzo potężną. Obawiam się nawet, że bardziej niż ja. Ale skoro mam ją w swojej drużynie nie mam się czym przejmować. A ty ciesz się tą swoją Łowczynią póki możesz, bo jak z nią skończę, to nawet ty jej nie rozpoznasz! – zaśmiała się a głos rozchodził się po całej dolinie.
- Wiesz, nie jesteś zbyt skromny. A to bardzo nie ładnie.– mówiła blondynka – Ta dziewczyna potrafi więcej niż ci się wydaje, a to wszystko przez ciebie. – dodała po chwili.
- Więc to prawda co mówią inne wampiry? – zapytał męski głos dochodzący z ust ciemnowłosej.
-Hymm… a nawet jeśli?  Może cie zniszczyć twoją mocą. Wystarczy, że ja w sobie odnajdzie. A uwierz mi, że jest na dobrej drodze. Teraz się boisz?
-Ja? Blondasku, ja?
- Coś widzę, że ta rozmowa nie ma sensu.
            Magda odwróciła się i wyszła z polany. Szła pomimo, że traciła przytomność. Już nie dawała rady, a szła dalej.
Nie będziesz pamiętać nic oprócz Agaty. Usłyszała w swojej głowie.
Ale ja chce pamiętać. Sprzeczała się sama z sobą, bynajmniej tak myślała.
Nie będziesz. Zapamiętasz tylko, że Agata jest strasznie potężną czarownicą.
Nie! Chce pa…
Ale nie będziesz!
            Nawet nie wie kiedy, ale znalazła się swoim pokoju. Coś kazało jej usiąść.
Poczuła się  wolna, pusta, a zarazem pełna w środku. Padła na poduszki.

            Ania otworzyła powieki. Stała nad nią jej mama z telefonem przy uchu.
Dziewczyna usiadła szybko. Jej rodzicielka rozłączyła połączenie i przytuliła swoją córkę.
- Wszystko w porządku?
- Tak, jest dobrze. Po prostu zasnęłam.
- Zemdlałaś, a nie zasnęłaś! – krzyknęła Iza stojąca za jej matką.
- Ale już jest dobrze.
- To na pewno od tego, że nie zjadłaś śniadania, a zupy też tyle co kot napłakał – wołała pani Irwin.
- Tak, chyba masz racje. – kobieta spojrzała na córkę zdziwiona. Pierwszy raz przyznała jej racje w kwestii jedzenia.
- To ja pójdę zrobić gofry – wstała i wyszła.

             Iza spojrzała pytająco na dziewczynę. Do pokoju weszła również Martyna. stały i patrzały na Anie podejrzliwie.
- Wiem co wydarzyło się u ciebie w domu, Iza.


  Przedstawiam kolejny rozdział :) Zdecydowanie nie należy do najlepszych, ale taki zły też chyba nie jest ( bynajmniej według mnie, oceńcie sami:D) Ten jest krótki, ale możecie być pewni, że w następnym dużo się dzieje *.*