wtorek, 20 maja 2014

Rozdział XI



            Ania leżała w śniegu z zamkniętymi oczami. Jej włosy były mokre, a peleryna nasiąknięta wodą. Na sobie czuła ciężar pochylającego się mężczyzny. W myślach żegnała się z życiem i przepraszała Boga za liczne grzech. Była pewna, że zaraz umrze, była na to przygotowana.
            Na swojej twarzy poczuła płytki oddech. Nie było to przyjemne. Przez zaciśnięte oczy nic nie widziała, ale wytężała swój słuch czekając. I usłyszała. Dźwięk, przypominający wbijanie. Ania wyobraziła sobie słupek wbijający w ziemie. Na twarzy poczuła długi, słabnący oddech. Usłyszała cichutki jęk, krzyk bólu. Ale słychać w nim było też zdziwienie. Na koniec usłyszała głuche tępniencie i zrobiło jej się lżej. Jakby pozbyła się wielkiego ciężaru. Wszystko działo się tak szybko, że dziewczyna nie mogła poskładać tego w całość. Słyszała szybki, płytki oddech. Powoli uniosła powieki. Nad sobą zobaczyła wysoką, szczupłą postać. Była pochylona więc jej ciemno brązowe włosy lekko zakrywały twarz. To była Iza!! Dziewczyna patrzała się trochę w lewo od twarzy Ani. Brązowooka spojrzała w tą stronę, a jej źrenice mocno się rozszerzyły. Tuż obok swojej twarzy zobaczyła drugą całą we krwi. Zielone oczy wciąż były szeroko otwarte, usta też nie były zamknięte do końca. Burza brązowych loków poklejonych krwią opadała na czoło. Ania wstała powoli patrząc na wampira. Kiedy już stała zauważyła, że z jego pleców wystaje mała część olchowego kołka. Drewno było naprawdę mocno wbite. O ile nie pomyliła końca kołka z guzikiem, to na wylot. Dziewczyna spojrzała na swoją koleżankę. Dzieliło je parę kroków. Podeszła do niej i mocno przytuliła. Iza płakała, dygotała i bała się objąć Łowczyni. Uratowała mi życie i płacze, pomyślała Ania, płacze bo zabiła taką szumowinę! Nie powinna płakać z takiego powodu.
 – Dziękuję – szepnęła w końcu w włosy Izy. Ta otwierała i zamykała usta nie mogąc wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Pokiwała tylko głową. – To była szumowina, zwykła glizda. – szeptała dalej we włosy obejmowanej dziewczyny. – Nie płacz. Bardzo dobrze, że to zrobiłaś. – Brunetka odsunęła ją od siebie i spojrzała w jej zapłakane kocie oczy. – Nie płacz bo zaraz ja się rozbeczę.
            Iza otarła oczy rękawem kurtki. Co nie dało za dużego efektu, bo też był mokry od „turlania” w śniegu. Ania dostrzegła jeszcze jak unosi się jeden z kącików ust zielonookiej.
 – Już w porządku? – spytała, aby się upewnić.
 – Tak. Ta glizda sobie zasłużyła. – na jej ustach zagościł cień uśmiechu.
– Masz absolutną race – powiedziała spoglądając przez jej ramię.
W ich kierunku zmierzały Martyna z Magdą. Spieszyły się potykając o własne nogi. Widać było, że boją się tak samo jak Izka. Boją się jej, dziewczyny o kręconych włosach której mówiły prawie wszystko i myślały, że i one wiedzą o niej większość. A to wszystko okazało się być zwykłą fikcją. Bajką dla dzieci o „przyjaciółkach mówiących sobie wszystko”. Zielonooka odwróciła się, aby sprawdzić co przykuło uwagę Ani. Wiedząc już co, a może kto, to taki spojrzała z powrotem na dziewczynę stojącą obok z pytającym wzrokiem.
– Idź . Ja tu trochę posprzątam. – powiedziała pochylając się nad brunetem i zdejmując mu obrączkę z niebieskim kryształkiem. Ciało nie zmieniło się w popiół, bo zachodzące słońce zakrywały szare chmury.
 Spojrzała jeszcze raz na dziewczyny i odwróciła się. Cały widok zasłoniły jej wielkie, błyszczące, czarne skrzydła. Uderzyła wielkiego kruka ręką, niestety w lewej która była cała nie było tyle siły, więc ptak prawe w ogóle nie zareagował. A ona na swojej twarzy czuła jego ostre pazury. Ponowiła więc próbę, tym razem prawą ręką. Poczuła straszny ból, ledwie do wytrzymania.  Na szczęście tym razem się udało. Ptaszysko pod wpływem ciosu odleciało na parę metrów. Kruk szybko się otrząsnął i znowu zaczął lecieć prosto na dziewczynę. Brązowooka uchyliła się w ostatniej chwili, ale ptak zahaczył szponami o jej włosy. Brunetka syknęła z bólu. Odwróciła się w stronę w którą poleciał ptak, ale go tam nie było. Obróciła się wokół własnej osi i ujrzała już dwa wielkie ptaki. Kruk i sroka leciały prosto na siebie. Drapały się pazurami, kłapały dziobami i łopotały skrzydłami, a przy tym jeszcze głośno krakały. Dosłownie ze sobą walczyły, prowadziły zacięty bój, żaden z ptaków nie chciał odpuścić. Wyglądało to tak jak kiedyś przed jej domem. Musiała zamknąć oczy bo z czoła kapała na nie krew. Kiedy je otarła i otworzyła ptaków już nie było. Zamiast nich obok niej stały trzy przerażone dziewczyny. Krzyczały coś, ich słowa zlewały się w jeden niezrozumiały dźwięk. W końcu ucichły. Po chwili ciszy która była ukojeniem dla uszu odezwała się Magda.
– Wyglądasz okropnie. – Ania uśmiechnęła się na te słowa.
            Ale nie mogła zaprzeczyć. Wyglądała fatalnie. Była cała mokra. Peleryna choć nadal zapięta krzywo wisiała na ramionach dziewczyny nasiąknięta wodą. Zamiast idealnie spiętego „końskiego ogona” miała na głowie istną „szopę”. Jej loki sterczały w każdą stronę, a do czoła było parę przyklejonych przez pot i krew. Czarna, ciepła bluza była mokra, a prawy rękaw tak nasiąknięty jej krwią, że można ją było odróżnić o koloru bluzy.  Pod sobą miała dość sporą czerwoną plamę, która przez brak słońca wpadała w szarość. Jednak to jej twarz wyglądała najgorzej. Była cała w tej ohydnej lepiącej się cieczy – mieszanki krwi i potu. Szpony kruka strasznie ja rozdarły. Przez spływającą i zaschniętą już ciecz dostrzec można było świeżę rany. Głębokie i długie.
– Nie przejmujcie się – powiedziała dziewczyną – Do wesela się zagoi – roześmiała się, ale szybko przerwała widząc, że dziewczyną wciąż nie jest do śmiechu.
            Stały i patrzyły jak Ania rozrywa swoją pelerynę i zawiązuję swój zraniony nadgarstek.
Boże, to straszne, myślała Marti, jak długo ona tak żyję?
Podejrzewałam, że trenuje jakieś sztuki walki. Ale, żeby coś  takiego?! To z kolei myślała Iza.
To jest gorszę niż wszystkie moje tajemnice razem wzięte, pomyślała Magda.
– Chciałam z wami rozmawiać tutaj, ale chyba lepiej będzie zrobić to w domu. – powiedziała Ania już po „opatrzeniu” rozdartego nadgarstka i wytarciu twarzy. – Ja muszę się umyć a wam dobrze zrobi herbata i kaloryfer. – uśmiechnęła się, a dziewczyny pokiwały głowami.
            Brunetka widząc zgodę dziewczyn odwróciła się i zaczęła wspinać na górkę za która znajdował się most.
– Hej – zawołała Iza – My jesteśmy samochodem. Chcesz to cie podwieziemy – na twarzach trójki dziewczyn pojawił się blady uśmiech. Znowu ruszyła w ich stronę. I nagle sobie przypomniała.
– Gdzie jest ten łysol!? – zawołała
– Co ?! – zdziwiły się dziewczyny.
 – Gdzie leży ten mężczyzna który atakował Magdę?
– Nie mam pojęcia, ale to było gdzieś obok tego bruneta. – zaczęła blondynka. Martyna jej przerwała.
 – To chyba tam. – powiedziała wskazując wielką szarawo-czerwoną plamę. Trudno było rozpoznać kolor. Plama znajdowała się za Izą, jakieś dwadzieścia metrów od wierzby. Ania ruszyła w tamta stronę, a dziewczyny za nią.
– Może lepiej tu zaczekajcie. – zaproponowała.
– Żartujesz?! – odpowiedziały wciąż krocząc za brunetką.
            Już się tak nie bały. Kiedy doszły do łysego mężczyzny brązowooka przewróciła go na plecy i zaczęła szukać jego talizmanu. Ten wampir miał kolczyk w lewym uchu. Wyjęła go i zaczęła iść w stronę ulicy, a dziewczyny poszły za nią z zdziwionymi minami.
– Czemu go okradłaś? – odważyła się spytać Marti.
– Słucham!? – odpowiedziała pytaniem na pytanie Ania.
– Brunetowi zabrałaś pierścionek, a temu kolczyk… – zaczęła Iza. – czemu to robisz?
 – Wyjaśnię wam w domu, ale naprawdę nie macie się czym martwić. – roześmiała się.
            Szły tak we czwórkę w szarości wieczoru brodząc w śniegu. Gdzie nie gdzie przez wielkie ciemne chmury przebijały się pomarańczowe promienie zachodzącego słońca. Szły w ciszy. Kiedy doszły do ulicy przejeżdżające akurat samochody zwalniały, żeby zobaczyć, kto o takiej porze wraca z nad rzeki. A gdy widzieli cztery blade dziewczyny, w tym jedną w pelerynie i całą obkrwawioną, (a tak się złożyło, że wszystkie miały czarne kurtki) kroczące z pustym wzrokiem wpatrzonym w jeden odległy punkt, czym prędzej dodawali gazu.
            Nareszcie siedziały w samochodzie. Iza przekręciła kluczyk i ruszyły. Włączyła ogrzewanie i spojrzała na Anie by się upewnić. Ta pokiwała tylko głową. Zielono oka zrozumiała, jechały do domu Ani.
– Jak już przyjedziemy powiedzcie mojej mamie, że musiałam pilnie do łazienki. – zaczęła brązowooka – Nie może mnie widzieć w takim stanie. –uśmiechnęła się a dziewczyny pokiwały głowami. –Dzięki.
 – Ale musisz nam wszystko wyjaśnić, z najdrobniejszymi szczegółami. – powiedziała Magda grożąc jej palcem. – Tym razem się nie wymigasz. 
– Nie ma problemu – powiedziała brunetka – Najwyższy czas, abyście się dowiedziały wszystkiego – reszta drogi przebiegła w ciszy.
            Ania szybko otworzyła drzwi, krzyknęła mamie „cześć” i szybko pobiegła na górę do swojego pokoju. Za nią weszły dziewczyny, a jej mama wyszła z salonu z Kamilem na rękach.
 – A jej co odbiło? – spytała spoglądając na schody.
 – Musiała pilnie do łazienki. – powiedziała Iza. Tylko ona pamiętała co odpowiedzieć na to pytanie.
– Coś bardzo jej się chciało.
– Tak – przyznała Marti – Już od rzeki. – Magda z Izą spojrzały na nią wymownie. Co ja znowu zrobiłam, pomyślała.
– CO?! Od rzeki? – spytała rodzicielka Ani, stawiając syna na podłogę.– przecież teraz jest tam straszne niebezpiecznie! Czy wyście zgupiały!?
– Od jakiej rzeki? Od żelków proszę pani – roześmiała się niepewnie Magda. A Iza spojrzała na Martynę z wyrzutem.  Widać było, iż pani Irwin im nie uwierzyła. 
– Zjadłyśmy cztery paczki w samochodzie.  – dodała zielonooka, a reszta jej przytaknęła.
 – No dobrze. Powiedzmy, że wam uwierzyłam – odezwała się znów mama Ani, podejrzliwym tonem głosu. – Chcecie coś ciepłego do picia, a może coś przekąsicie?
–  O tak! Kakao z bitą śmietaną!
– Martyna! – skarciły ją koleżanki.

– A więc cztery razy kakao z bitą śmietaną. – roześmiała się mama – chodźcie do kuchni to długo nie potrwa. Kamil uważaj, bo potłuczesz talerzyk! – wypowiedź zakończyła krzykiem na synka, który tańczył w kuchni z czekoladą w jednym ręku i talerzykiem w drugiej.


 Hej :) Rozdział jedenasty już gotowy... mam nadzieję, że się spodobał :D Może uznacie, że się powtarzam, ale chce Was prosić o komentarze, których ciągle praktyczne brak jak na taką liczbę wyświetleń :/ Naprawdę wystarczy tylko "przeczytałam"... to jak?

PS. Chciałam podziękować BooBearry dzięki której mam nazwisko Ani. I właśnie z jej katalogu nazwisk ( chodzi mi o mózg xD) będą czerpane wszystkie inne nazwiska jakie się tu znajdą. Dziękuję :* 

7 komentarzy:

  1. Jestem!
    Świetny rozdział :)
    Znowu mamy czekać 10 dni :(
    Uzbroję się w cierpliwość
    Agata ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Więc... jestem :D
    Rozdział - jak zawsze - świetny ^^
    Robisz coraz mniej błędów ortograficznych, jestem z Ciebie dumna xD
    Nigdy nie czytałam takich opowiadań o wampirach, wilkołakach itp. ale to jest świetne *o*
    Początkowo akcja trochę szybko się toczyła, ale teraz jest okey :)
    Czy wygląd tego wampira był stylizowany Harry'm Styles'em ?? :D Bo tak jakoś mi się skojarzył, a ty za nim nie przepadasz więc.. tak sobie pomyślałam :P
    Coś mi się wydawało, że Ania przeżyje, ale... nie sądziłam, że Iza ją uratuje, zabijając ( jak to pięknie ujęłaś xD ) tą glizdę.
    I Kamilek taki słodki ^^
    Ciężko będzie wytrzymać te 10 dni, ale jakoś sobie poradzę :)
    Pozdrawiam, Madzia :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojj jesteś bardzo spostrzegawcza xD
      Mam nadzieje, że jeszcze nie raz Cię zaskoczę :)
      A z tymi 10 dniami sobie poradzisz... na pewno =)

      Usuń
  3. Ooo!! Super, super, super! No kolejny fajny rozdział :) Teraz Ania będzie się tłumaczyć... Czekam wiernie na nn ♡

    OdpowiedzUsuń
  4. Na sam początek: To ja BooBearry, musiałam założyć nowe konto, w starym się coś spiepszyło.

    No... jestem :D
    Ach, rozdział bardzo ciekawy, zaskoczył mnie xD Tak samo jak Maggie, wgl nie spodziewałam się jakiegoś ratunku ze strony Izy, haha, wow XD
    Haha, Harry, to ty? XDD Serio, mam nadzieję że jednak nie będzie tym bardzo złym :D
    No kurde strasznie jestem ciekawa jak im się Ania wytłumaczy. Nie mogę się już doczekać.
    Nie było błędów ortograficznych, gratulacje :D
    Tylko w pewnym momencie, gdzie te kruki zaczęły się atakować, to troche sie pogubiłam, nie wiedziałam czy tam była Ania, Iza czy może Madzia. Ale potem wróciłam na ziemie XD

    Och, nie ma za co dziękować ^^ Cieszę się, że wybrałaś to nazwisko, jedno z dwóch moich ulubionych, hihi
    Nie każ nam tak długo czekać i wstaw rozdział szybciej :D
    Pozdrawiam :)x

    PS. Jak tam szablon? :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej :)
    Jestem w końcu na tym blogu ;)
    Opowiadania świetne (ze tak se pozwole) ZAJEBIOSZCZE !!!! :) xD
    Czekam na kolejny rozdział lekturki ;p
    Streszczaj się bo chce więcej :) ^^
    ~ Aga

    OdpowiedzUsuń
  6. No i znowu superaśny rozdział :) Już nie mogę się doczekać tłumaczeń Ani, to pewnie będzie ciekawa historia =) A na razie dużo weny i czekam na kolejny rozdział :*

    OdpowiedzUsuń