czwartek, 27 lutego 2014

Rozdział VI

              
   Damian siedział na leśnej polanie pod wielkim dębem. Na jego twarz  padały karmazynowe promienie wschodzącego słońca. A obok jego bladego, zimnego i tak idealnie zarysowanego ciała spoczywały cztery króliki. Na pierwszy rzut oka wyglądały na jakieś szmaty, ale patrząc na  nie dużej ujrzeć można było ciemne, puste oczy.
    - Jeśli sprowadzą tu jednego ze starszych – mówił sam do siebie – to będzie koniec jej kariery jako łowczyni. Co, jak co, ale ze starszym sobie nie poradzi. Cholera!! – Wykrzyknął ostatnie słowo zbulwersowany, a z pobliskich drzew w powietrze wzbiło się parę ptaków. – Gdybym się nie zakochał wszystko było by łatwiejsze. – Uderzył pięścią w ziemnie – Spokojnie, bez żadnych problemów bym ją zabił i nie musiałbym się niczym przejmować. – I wtedy zobaczył ją w swojej głowię. Wesołe, ale pełne tajemnic brązowe oczy. Bladoróżowe, zmysłowe usta o idealnych konturach. Mleczna cera, brązowe loki opadające na jej ramiona. Zupełnie jak czekolada w mleku. I te wężyki zielono-niebieskich żył, które tak wyraźnie widać na jej dłoniach i szyi. A kiedy już pozwoli się jej przytulić, czuję ten słodki różany zapach.  Wie, że nie jest zadowolona kiedy ją odpycha, on też chciałby trzymać ją dużej w swoich objęciach. Czuć jej oddech na swoich ramionach, słyszeć rytmiczne bicie jej serca. Poczuć drżenie jej ciała kiedy wplątuje swoje palce w jej aksamitne włosy. Ale boi się, tak się boi, że się nie powstrzyma i ugryzie jej mleczną szyję pachnącą różami, a wtedy by go… nie. Odepchnął tę myśl od siebie. Musi się skupić, znaleźć jakiś sposób, aby ją ochronić.

   Ania jadła właśnie śniadanie kiedy zawołał ją głos cioci Margaret. Rozbawiony i pełny ciekawości.
– Ania, ktoś do ciebie!
– Już idę – odpowiedziała – Kto to może być, pomyślała, dziewczyny mają za daleko, żeby przychodzić po nią do szłoby. Stanęła jak wryta kiedy zobaczyła osobę stojąca w drzwiach. - Damian? Co ty…?
– Pomyślałem, że się ucieszysz jak zawiozę cię do szkoły – uśmiechnął się z tym pięknym błyskiem w oczach.
– Ale  nie ma widać entuzjazmu – wtrąciła się ciocia Margaret.
– Oh – westchnęła Ania – Bardzo się cieszę. Idę ubrać kurtkę i będę gotowa. – Powiedziała i wyszła z korytarza. Ubrała swoją czarną kurtkę i chwyciła plecak. Damian czekał na nią w kuchni razem z mamą i ciocią. Weszła i zobaczyła Julie gapiącą się na młodzieńca z szeroko otwartymi oczami. Ania poczuła ukłucie satysfakcji.
– Jestem gotowa – powiedziała. Damian wstał z krzesała i złapał Anie za rękę. Kurde! Sam złapał mnie za rękę, pomyślała zdziwiona. – Pa!
–Chwileczkę – szybko odezwała się ciocia – Za dwie godziny wyjeżdżamy i co, nie pożegnasz się? Przynajmniej z nami, bo wujek jest na „wielkich” zakupach.– Dziewczyna podeszła do ciotki i ją uściskała, a Julii rzuciła – mam nadzieje, że się niedługo zobaczymy – uśmiechnęła się i wyszła ze swoim blondynem.
   Wychodząc za bramy Ania skręciła na chodnik, ale Damian  pociągnął jej rękę i zaprowadził do granatowego, sportowego samochodu, nie wiedziała co to za marka. Otworzył jej drzwi i gestem zaprosił do środka. Czarna, skórzana tapicerka, czarne obudowania i tylko radio miało obudowanie w kolorze czerwonego dębu. Chłopak usiadł za kierownicą przekręcił kluczyk i ruszyli.
 – Mogę wiedzieć czemu po mnie przyjechałeś? – Spytała dziewczyna po chwili milczenia – I czemu nie mówiłeś, że masz samochód? – Wypasiony, dodała w myślach.
– Już ci mówiłem – odparł  - chciałem zrobić ci niespodziankę – spojrzał na nią z uśmiechem. Te jego błyski w oczach, myślała brunetka, są jak gwiazda jaśniejąca w dzień. Albo jak perła przedzierająca swój blask przez wody oceanu. Jeden błysk a sprawił, że zapomniała o czym rozmawiali, jakby czary. – A o auto nigdy nie pytałaś, więc nie mówiłem.
– Aha. Fajnie wiedzieć, że nie jesteś chwalipiętą – uśmiechnęła się do niego.
– Tak sobie myślałem, może pouczylibyśmy się dziś razem w pasjonacie? – spytał trochę nie pewnie.
 – Zapraszasz mnie do siebie? Do domu?
– No tak, ale możemy się tez uczyć u ciebie. Po prostu chciałbym cały ten dzień spędzić z tobą.
 – A skąd ta zmiana? – Spytała zdziwiona – normalnie nie chcesz się do mnie zbliżać bardziej niż na dziesięć centymetrów odstępu. A teraz chcesz, żebyśmy spędzili cały ten dzień razem? – Powiedziała to zbyt szorstko bo Damian spochmurniał. Gdybyś wiedziała jak bardzo to dla mnie trudne, pomyślał chłopak, a jago jasne tęczówki pociemniały o jeden odcień.
– Nie myślałem, że tak to odbierzesz – powiedział posępnie.
– Oh… Przepraszam – odezwała się dużo łagodniej – chętnie pojadę z Tobą do pensjonatu, w końcu zobaczę jak mieszkasz – chciała się uśmiechnąć, ale wyszedł jej krzywy grymas. Na szczęście blondyn tego nie zauważył. Był za bardzo pogrążony w myślach. Dziś cały dzień będzie pod moja opieką, a jutro coś wymyśle. Dojechali pod szkołę. Wyszli z samochodu i ruszyli na biologie.
    Pensjonat w jakim mieszkał nie był duży, ale nie był też zapyziałą dziurą. Pokój wynajmowała na poddaszu od strony lasu. Kiedy Ania weszła do środka panował pół mrok, za nią wszedł Damian i szybko odsłonił okno. Dziewczyna rozejrzała się. Tapety na ścianach były kremowe, półki chyba z dębu, dobrze pasowały do ścian. Pokrycia na łóżku były białe. Pod oknem stała mała szafka i olbrzymi kufer, a obok było biurko z lampką, zawalone książkami i papierami. Na półkach było pełno książek i jakiś rupieci. Coś w stylu sztyletu, hełmu i jakby pierścienie. Z krzesła zwisała czarna peleryna, mogłaby przysiąc, że ma taką samą. Chłopak zauważył, że skupia na niej wzrok i szybko schował ją do kufra.
– Nie zdążyłam posprzątać – powiedział uśmiechając się. 
   Odrabiali lekcje, rozmawiali i wygłupiali się, ale nie pozwalał dziewczynie za bardzo się do siebie zbliżać. Ani parę razy wydawało się, że Damian patrzy się na jej szyję, ale zignorowała to. Kiedy zaczęło się ściemniać odwiózł ją do domu. Podprowadził pod same drzwi.
– Do zobaczenia jutro – powiedziała.
– Tak. Do zobaczenia – odpowiedział – prędzej niż myślisz – dodał kiedy zamknęła drzwi.

     Ania dziś wreszcie mogła położyć się w swoim łóżku, więc szybko zasnęła. Nawet nie zauważyła kruka siedzącego na jej parapecie obserwując każdy jej ruch, dopóki nie przyleciała ogromna sroka.

No i kolejny... Mam nadzieje, że się spodoba :) Tak jak pisałam ostatnio dziękuje za wyświetlenia, których jest już tysiąc! *.* Dziękuję <3 A komentarze? Brak... Proszę piszcie czy Wam się podoba, czy wchodzicie tu przez przypadek. O.o

poniedziałek, 17 lutego 2014

Rozdział V

          
   Ania zaspała i bez śniadania biegła po szkolnych schodach do klasy historycznej. Ledwie zdążyła wejść do niej przed panią Adelą. Siadła do ławki z Damianem przywitała się i skupiła się  na lekcji.
   Kiedy wyszła z klasy po drugiej lekcji Iza z Magdą zaciągnęły ją do toalety.
 – Hej, co się stało? – zapytała zdziwiona.
– Ty nam to powiedz. – powiedziała Iza tonem świadczącym, że jest zła.
– No właśnie, jesteśmy bardzo ciekawe co masz nam do powiedzenia – poparła ją  Magda, ale w jej głosie nie wyczuła gniewu, a raczej ciekawość.
 - Ale ja naprawdę  nie wiem o co wam chodzi.  – powiedziała w obronie Ania.
– Czy ty jesteś złodziejką, albo coś? – Spytały dziewczyny na raz.
– Że co? Czy wam odbiło? – zapytała zdenerwowana Ania.  Potrafiła zachować spokój kiedy wszyscy panikowali, ale jeśli chodziło o nią to szybko się denerwowała.
– Nie! – Krzyknęła Iza – Justyna widziała jak biłaś wczoraj jakiegoś mężczyznę. A gdy upadł zawlokłaś go w pobliski ogródek. – Skończyła nieco spokojniej Iza.  A Anię zamurowało. Poczuła jak skręcają jej się wnętrzności, gdyby miała jabłko Adama to pewnie w tym Momocie znalazło by się w jej podniebieniu. Jednego wampira zabiła w lesie a drugiego na wybudowaniach miasta. Faktycznie tam mieszka Justyna. A przy tej walce spad jej kaptur z głowy. 
– I teraz wszystkim mówi, że jesteś dilerką, albo złodziejką – dodała Magda. O Boże ona mnie widziała, pomyślała Ania. Teraz dopiero dochodził do niej sens słów jakie wypowiadały dziewczyny. – Wiedziałabyś o tym gdybyś na przerwach widziała coś poza swoim przystojniakiem. – Skończyła Magda.
– Ale jej nie wierzycie, prawda? – Spytała niepewnie Ania. 
– Same nie wiemy co mamy sądzić – stwierdziła Iza – traktujemy cię jak przyjaciółkę, a ty masz przed nami pełno tajemnic. W nocy nie odbierasz telefonu, a wczoraj nigdzie cię nie było. To co my mamy sądzić?
– Traktujecie mnie jak przyjaciółkę? – spytała dopiero po chwili Ania.
 – Tak a co ty myślałaś?
– Ja… Nic. Ale jednego jestem pewna, nie jestem dilerem i z nikim się wczoraj nie biłam – powiedziała Ania nie mijając się całkiem z prawdą. Ale jeśli wszyscy uwierzyli Justynie to teraz będzie miała jeszcze gorzej w tej głupiej szkole niż przedtem. – I co ja mam teraz zrobić? Jeżeli wszyscy jej wierzą to mnie znienawidzą, a jeśli powiedziała to policji? – spojrzała na dziewczyny a te się uśmiechnęły.
 – Tym się nie martw -  stwierdziła Iza. I zaraz wtrąciła się Magda.
– Nikt jej nie wierzy. Przecież wiesz że nie jest zbyt lubiana.
- Więc nie będę miała przekichane? – spytała Ania.
– Nie. – dziewczyny się roześmiały i z uśmiechem wyszły z łazienki.
  Kiedy Ania siedziała w ławce  już na czwartej lekcji spojrzała na siedzącą samotnie Justynę. Minę miała oburzona i nadętą. Pewnie już nikt nie chce jej słuchać, pomyślała, dobrze, że to się tak potoczyło. I skupiła się na chemii.
   Kiedy wracała do domu myślała o Justynie, pewnie musiała przeżyć szok. W sumie widziała morderstwo. Ale, żeby od razu mnie oczerniać. Do szła do domu i pierwsze co rzuciło jej się w oczy to srebny samochód, chyba mercedes. Czyżby mieli gości?
    Weszła do domu i od razu skierowała się do salonu. Na siwej trzyosobowej kanapie i dwóch fotelach do kompletu kontrastującymi  z niebieskimi ścianami siedziała mama, ciocia Margaret z wujkiem Jonem  i córką Julią. Mieszkali w Anglii dokładniej w Londynie , więc z powodu odległości dzielącej stolice Wielkiej Brytanii z Zabrzeżem w której mieszkała Ania  bardzo rzadko przyjeżdżali  w odwiedziny. Przywitała się z ciocią i wujkiem, a na sam koniec podeszła do Julii. Nigdy jej nie lubiła, ale trzeba przyznać, że wyładniała. Proste czarne włosy sięgające ramion, duże brązowe oczy, i opaloną na jasny brąz skórę. Dużo schudła, pomyślała Ania, bo pamiętała ją jako pulchną niską dziewczynę. Do tego strasznie zarozumiałą. Teraz chyba nawet urosła. Przeszyła ją wzrokiem. Nie, nie urosła, po prostu założyła szpilki. Jej różowa sukienka podkreślała szerokie biodra. Idealny przykład kobiety o figurze gruszki. 
– Hej -  powiedziała zarozumiałym tonem. Nic się nie zmieniła, pomyślała Ania. – Miło cię znów zobaczyć.
– Tak, ja też się cieszę – powiedziała Ania z wymuszonym uśmiechem.
– Przyjechali na tydzień. Julia będzie spala z Toba w pokoju – wtrąciła się mama by przerwać to chłodnę przywitanie – Mam nadzieje, że to nie kłopot? 
- Nie bardzo się cieszę. – odpowiedziała sztucznie na pytanie matki. – Idę przygotować jej miejsce – i wyszła
    Kiedy weszła do pokoju potknęła się o walizkę leżącą na podłodze i prawie upadła. Cholera, pomyślała. W pokoju stały trzy durze, różowe walizki, i oczywiście nie mogła ich ułożyć, prowadziła dalej swoje myśli, ale skoro przyjechała na tydzień to po co aż trzy walizki? No cóż będę musiała wytrzymać ten tydzień z nią mam nadzieje, że nie będzie taki zły. 
   
   W piątek po lekcjach Ania umówiła się z Izą, Magdą i Martyną na imprezę, żeby się trochę wyluzowały, zanim rozpocznie się sterta prac domowych i sprawdzianów które „muszą przerobić” przed końcem pierwszego półrocza. Miał się z nimi zabrać Damian ale musiał gdzieś pojechać więc szykowały się same. O siódmej wieczorem wszystkie stroiły się w ciemno fioletowym, nienagannie uporządkowanym pokoju Ani. Kiedy Julia tam była ciągle cos krytykowała. O ósmej stanęły przed lustrem. Idealne makijaże i stroje. Iza w małej czarnej i butach na lekkim obcasie co sprawiało, że jej długie nogi wyglądały jeszcze zgrabniej niż zwykle. Włosy spięła w z pozoru elegancki kok, ale go trochę roztrzepała. Magda włosy zostawiła luźne tylko jasną grzywkę spięła do tyłu. Różowe szpilki idealnie pasowały do luźnej  niebieskiej sukienki. Tylko w pasie przewiązana grubym jasno różowym pasem podkreślającym jej wcięcie w tali. Martyna miała kremową, najprostsza sukienką z nich wszystkich, ale pasowała idealnie. Pas w tali pokazywał jej walory, ale zakrywał krągłe kształty. Z boków głowy wzięła włosy i spięła je, a resztę zostawiła luźną. Ania miała czerwoną sukienkę, przylegającą do jej ciała, a rękaw był tylko na jednym ramieniu. Czerwone szpilki, odrobinę jaśniejsze od sukienki. A włosy grubymi falami opadały na jej ramiona i plecy. Były gotowe, wsiadły do samochodu Izy i pojechały na dyskotekę.
    Kiedy weszły Glowy się za nimi odwracały. Naprawdę przykuwały uwagę. Tańczyły, śmiały się flirtowały i w końcu, już po długim czasie, się wyluzowały. Bawiły się świetnie tracąc poczucie czasu. Ale Ania zaczęła czuć się dziwnie i namówiła koleżanki, żeby wrócić do domu. Szły już po samochód, który zostawiły na pobliskim parkingu, kiedy zaczął wiać silny wiatr. Uczucie było jakby ktoś policzkował je lodem. Zrobiło się ciemno i zimno. Wszystkie lampy zgasły, pozostawiając je w Egipskich ciemnościach. Przestraszone dziewczyny złapały się za ręce.
– Nie ruszajcie się! – krzyknęła Ania – Jak dam wam znak to uciekajcie!
– Ale  co się dzieje!? – Zawołała przerażona Martyna.
– Otaczają cię bardzo dziwne rzeczy, wiesz? – Odezwała się Iza głosem nie należącym do niej. Ochrypłym i gardłowym. Wszystkie spojrzały na nią, ale nie zdążyły nic powiedzieć. Wiatr przestał wiać zrobiło się cicho. Jak w grobie, pomyślała Ania.
– Lepiej tak nie mów – mroźny gruby głos odbijał się echem w głowie dziewczyny. Brunetka wyczuła też aurę, mroczna i potężną. Siłę tak wielka i mroczną. – Wróciłem, żeby pokazać co to potęga. – I nagle wszystko minęło, zapaliły się światła, wiał lekki wiaterek i zrobiło się cieplej. Klaus, pomyślała Ania, co on…
 - Co to do diaska było? – Zapytała Magda.
– Idźmy  już do samochodu, proszę – mówiła prawie płacząc Martyna.
– Tak powinniśmy wracać – stwierdziła Ania.
    Poszły do samochodu i szybko wracały do domu. Najpierw Iza odwiozła Ania, zanim ta wysiadła zwróciła się do koleżanek.
– Nie otwierajcie nikomu drzwi, nie zapraszajcie nikogo obcego do domu, najlepiej nigdzie nie wychodźcie  przez weekend. Rozumiecie?
– Tak. – Odpowiedziały chórem.
– Ale dlaczego? – zapytała Iza , a jej zielone tęczówki rozszerzyły się.
- Na razie nie mogę powiedzieć, może kiedyś wam wyjaśnię. Ale na razie musicie przestrzegać tego co wam powiedziałam. Proszę – zakończyła błagalnym tonem, czekając na odpowiedź.
 – Dobrze – powiedziała w końcu dziewczyna – Ale liczę, że kiedyś to wyjaśnisz – powiedziała to stanowczo jakby chciała jeszcze dodać „albo sama to z ciebie wyduszę”
– Obiecuję – przyrzekła Ania i wyszła z samochodu.
 Patrzyła jak pojazd skręca i weszła do domu. Wszyscy już spali. Skierowała się do swojego pokoju, Julia też spała. Ciekawe jakby ona dziś zareagowała? Dziewczyna opukała się, przebrała i położyła na materac, na którym zmuszona była spać. Spojrzała przez okno nic za nim nie było, odbijało się tylko światło pobliskiej latarni. Zasnęła. Przyleciała sroka, obserwowała brunetką w czasie snu. Patrzyła na jej szyje i blade dłonie, tam gdzie ciągły się największe żyły. Ptak spojrzał na wschodzące słońce i odleciał.


No i kolejny rozdział. Cieszę się, że czytacie, bo to widać. Dziękuję. Kolejny rozdział i nowa dziewczyna, myślę, że parę dziewczyn się ucieszy *.*

piątek, 7 lutego 2014

Rozdział IV

     
      Ania od samego rana przygotowywała się na spotkanie z Damianem. Wciąż nie wiedziała jak ma się go zapytać o to czy jest tym wampirem, czy nie. Ubrała swoją ulubioną fioletową bluzkę z cekinowym napisem „my toxic love” i czarne dopasowane rurki. Błyszczykiem rozjaśniła swoje usta, tuż do rzęs i kredka zdobiły jej oczy. Za dziesięć trzecia stanęła przed lustrem, aby zobaczyć czy nie potrzebuje poprawek. Nie miała na to czasu, bo zadzwonił dzwonek do drzwi. Zarzuciła na siebie kurtkę otworzyła drzwi i padła w ramiona ukochanego. Na początku chciał ją odepchnąć, nie pozwoliła mu na to, tak rzadko się przytulali, nie pozwolę mu, pomyślała. Ale po chwili odwzajemnił uścisk. To był pierwszy raz kiedy się tak długo obejmowali. Chłopak czuł jej zapach wyraźniej niż wszyscy inni, a teraz jak była tak blisko aż uderzał w jego nozdrza. Maliny i róże. Taki słodki zapach i ona taka słodka, pomyślał. W końcu złapali się za ręce i ruszyli. Pierwszy odezwał się Damian.    
– To o czym tak ważnym chciałaś rozmawiać?- zapytał nieśmiało. Ania zdążyła o tym zapomnieć. I znów nie wiedziała jak zadać mu to pytanie. 
-  Po prostu pomyślałam, że mało o tobie wiem – powiedziała niezbyt przekonująco. – A ty wiesz o mnie wszystko.  
– A co, chciałabyś wiedzieć czy nie jestem jakimś potworem? – Odpowiedział  żartobliwie. Tak. Pomyślała Ania, normalnie jakby czytał mi w myślach. - Potworem nie jestem, a jak już to nie nie takim złym. Nie zabijam. – Spojrzał na nią wzrokiem pełnym wiedzy i przekonania. Czyżby coś wiedział, pomyślała. 
– No co ty? Nie o coś takiego mi chodziło – roześmiała się cała spięta. – Po prostu nie wiem skąd dokładnie pochodzisz i takie tam.  
– Długa i nudna historia – spojrzała na niego i stwierdziła, że patrzy się na jej szyje, ale szybko spojrzał w jej oczy – Nie chcesz tego słuchać.
  - No dobrze, ale gdzie podziała się twoja rodzina? – Jego oczy zabłysły i napełniły się bólem. Tak jakby wspominał straszne wydarzenie. Ania zauważyła to i szybko zmieniła pytanie – Tak sobie myślałam i może chciałbyś wstąpić do naszej drużyny futbolowej? Jesteś szybki i silny więc na pewno się dostaniesz.
 - Nie, to nie dla mnie – uśmiechnął się, ale na krótko zmieniając wyraz twarzy na obojętny, jakby zamyślony – wole ten czas spędzić inaczej.
   Weszli do restauracji i zamówili duże lody. Ania już nie wracała do  rozmowy jaką miała w planach. Ale coś jej nie pasowało. Coś było nie tak, ale nie wiedziała co.
  Damian tez zachowywał się dziwnie. Był jakby nieobecny. Czuł głód, potężny, jeszcze nigdy nie był tak głodny. Wspomnienie rodziny obudziło w nim apetyt. Nie chciał się przybliżać do dziewczyny, bo bał się, że się nie powstrzyma. A ona to wyczuwała. On wyczuwał, że Ania się czegoś domyśla. Była mądrą i spostrzegawczą dziewczyną szybko składała kawałeczki w całość. Ale często nie chciała uwierzyć w swoje przypuszczenia. Dla mnie to nawet lepiej, pomyślał Damian.
  Wróciła do domu szczęśliwa, ale gdy tylko weszła do swojego pokoju spochmurniała. Już za dwa dni pełnia. Ten mieląc wrócił bardzo szybko. Musi się przygotować. Zaostrzyć kołki, napełnić pistolety specjalnymi nabojami i to wszystko przymocować do swojego stroju. Nie była gotowa z niczym i nic się jej nie chciało, postanowiła zostawić to na jutro. Będzie miała na to cały dzień.

  Ania właśnie wyskoczyła przez okno zostawiając je otwarte. Ruszyła w stronę lasu. Dziś jakimś cudem się spóźniła. Jak to możliwe? Kucnęła za dość dużym jałowcem i wytężyła słuch, żeby cokolwiek podsłuchać. Strasznie przeszkadzał jej w tym wiatr szeleszczący liśćmi. W końcu usłyszała kłótnie. Kłócił się ten wampir, który zawsze przemawiał jako pierwszy i nowy wampiry, ten niedoszły łowca.
- Tropisz tego Łowce już miesiąc! Mówiłeś, że najdłużej to trwało tydzień.
- Przeliczyłem się – odpowiedział spokojnie drugi wampir – Łowczyni nie jest taka głupia jak myślałem. Tak, mówimy o łowczyni – dodał kiedy spojrzał na zdziwioną twarz mężczyzny. – I jest bardzo sprytna. Nie zabija kołkami, a nawet jeśli to je spala i nie zostawia przy ciele. – roześmiał się -  co ja mówię, przy popiołach. Bo ciała zawleka na bezludne miejsca zabiera medaliony z lapiz-lazuli i zostawia je aby się spaliły na słońcu. – Rozejrzał się do o koła. Cholera!  Ja tak właśnie robię. Myślała przerażona Ania, czy to tak łatwo idzie wyczytać? Z zamyśleń wyrwał ją głos starego wampira.
 - Nie obchodzi nas jak ona to robi! – krzyknął, a cala reszta zgromadzonych mu zawtórowała. -  Masz ją znaleźć i zabić! A jak nie – Nie dokończył co się wtedy stanie, bo tropiciel złapał go za szyję jedną ręka. Widać było nawet za krzaka i z odległości 60 metrów, gdzie znajdowała się Anie, że jest zły. Chociaż nie, on nie był zły, był rozwścieczony.
- To co?! – Krzyknął prosto w twarz starcowi i dodał już spokojniej – Nic mi nie zrobisz. Jestem silniejszy od ciebie, a jeśli będziesz mnie pospieszał, zabije cię. Zabije każdego z was – zwrócił się do reszty wampirów, która nie ruszyła się nawet o centymetr aby pomóc swojemu przywódcy. – Jeśli będziecie mnie poganiać. Jestem tak potężny, że mogę sprawować władze nad pogodą. Żaden z was nie ma takiej mocy. – Z tymi słowami rzucił wampirem którego ciągle dusił w uczestników zgromadzenia. Spojrzał jeszcze na nich i zmienił się w olbrzymiego ptaka. To była sroka.

  Dziś w tym ogólnym chaosie udało się Ani zabić dwa wampiry. Wracała już do domu. Znów kroczyła polna drogą niczym śmierć, ale dziś nie towarzyszyło jej to dziwne uczucie, że ktoś ją obserwuje. Dotarła do domu, wspięła się po brzozie i przez okno weszła do pokoju. Kiedy leżała w łóżku zastanawiała się czy ten wampir już wie kto jest tym łowcą. Myślała tez o tej sroce. Czy możliwe, że ta sroka z jej okna i ten łowca to jeden ptak? Jeśli tak było to ten łowca już dawno mnie znalazł, myślała o tym aż kolejne fakty przyszły jej do głowy. Przecież jeśli te sroki są te same, a ta pierwsza tak przypomina mi Damiana to on może być tym tropicielem. No i musi być naprawdę  potężny skoro zamienia się w zwierzęta i kontroluje pogodę. A Damian jest piekielnie silny, a jego aura… to jest coś. Zasnęła myśląc o tym i przyśniła jej się wojna. Widziała jak Damian wylatuje w powietrze, a ona zabija kogoś z w poczuciu zemsty i bólu. A potem trzymała bezwładne ciało swojego chłopaka tuląc je do siebie. Płakała , płakała i krzyczała  jednocześnie. Wzeszło słońce i… Ania usiadła na łóżku. Jaki dziwny sen, pomyślała, taki, rzeczywisty. Wybiła trzecia nad ranem. Położyła się z powrotem i próbowała zasnąć. Długo to trwało. Wciąż myślała o tym śnie, potem o łowcy i srokach. Obawiała się, że koszmar powróci.


Okej przychodzę z kolejnym rozdziałem. Mam nadzieje, że przy tym rozdziale pojawią się komentarze. Możecie teraz komentować z anonima.