poniedziałek, 24 listopada 2014

Rozdział XX


            Święta, święta i po świętach.
Każda z dziewczyn starała się by wszystko wyglądało tak jak zwykle, bez niepotrzebnych smutków.
Dzień przed Wigilią ze szpitala wyszła mama Izy. Dziewczyna była bardzo szczęśliwa. Z kobietą było już wszystko w porządku. Towarzyszyły jej tylko nocne koszmary, wciąż krzyczała imię Klausa i Ani, ale coraz ciszej. Personel szpitala załatwił jej najlepszego psychologa, jakby to miało coś pomóc. Tak więc brunetka z matką spędziły święta w rodzinnym domu Ani.
Oczywiście nie obyło się bez niespodzianki od Klausa.

            Ania i Iza wygnane spać po świątecznym maratonie filmowym wspinały się po schodach. Brązowooka otworzyła drzwi od swojego pokoju, a na dziewczyny zawiało mroźnym wiatrem. Brunetki ostrożnie weszły do pokoju i zapaliły światło. Okno było zamknięte… Iza podeszła do parapetu na którym były umieszczone dwie paczuszki mała i większa. Zielonooka chwyciła tą malutką i otworzyła.
- To chyba od Damiana – powiedziała wyjmując z pudełeczka srebrny naszyjnik z małym niebieskim wisiorkiem. Z lapis-lazuri.
Ania podeszła i chwyciła go do ręki by upewnić się czy na pewno. Było to małe serduszko wyrzeźbione w tym kamieniu. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego
Jednak nie było żadnego liściku.
- Jest jeszcze ta – odezwała się Iza, wskazując na większą paczkę.
Ania wzięła ją do ręki. Przylepiona była karteczka Dla moich kochanych dziewczyn. Brunetka nie rozpoznała pisma choć już je gdzieś widziała.
Otworzyły wspólnie paczkę. W środku był list i zawiniątko w chusteczce. Iza do ręki wzięła liścik.
         W ten zimowy wieczór przesyłam wam zimne paluszki na dowód mojego niezadowolenia, że jeszcze żyjecie. Możecie współczuć tej wiedźmie.
Wciąż na Ciebie czekam, moja droga Łowczyni.
Do szybkiego zobaczenia kochane
Klaus
- Zimne paluszki? – zapytała przestraszona Iza po przeczytaniu tekstu.
Ania rozwinęła zawiniątko i zamarła. Zielonooka spojrzała na zawartość i zwymiotowała prosto do pudełka.
Zawartość chusteczki stanowiły dwa palce wskazujące, kciuk i ucho… Człowieka. Prawdopodobnie kobiety, ponieważ paznokcie pomalowane były na czerwony kolor.
Brązowo oka wrzuciła prezent do pudelka z wymiocinami koleżanki i wybiegła znim, żeby jak najszybciej wyrzucić je do śmieci.
Nie zastanawiała się czyje to palce. Co zrobią śmieciarze kiedy znajdą to w pojemniku na śmieci. Nie obchodziło jej to. Ale wiedziała, że Klaus poszwa się znacznie za daleko. Trzeba jak najszybciej stoczyć ostateczna bitwę.

            Damian nie odzywał się przed świętami, ani po świętach, wyłączając z tego prezent. A Ania czuła dziwne ukucie w sercu za każdym razem jak patrzała na wisiorek. Z jednej strony wolała nie utrzymywać z nim kontaktu, ale jednak jej go brakowało. Pomimo tych wszystkich przytłaczających spraw czuła pustkę w sercu i umyśle. A wszystkie rozmowy w jakich uczestniczyła dotyczyły balu co przytłaczało ja jeszcze bardziej. Rozmawiały o tym dziewczyny w ostatnim tygodniu szkoły, mówiła o tym jej mama…
Sobota tez mijała zdecydowanie za szybko. Wstała wcześnie obudzona przez brata, ale godzina siedemnasta też przyszła bardzo wcześnie. Przyjechały Magda, Marti i Iza. Wszystkie jak zwykle przygotowywały się u niej w domu.
Martyna przebrała się w Kleopatrę. Biała tunika po kostki z rozszyciem na boku tak, że gdy szła jej noga była widoczna. Złocisty gruby pas w tali i ogromny, zapewne ciężki, kwadratowy łańcuszek. Ostry dość specyficzny makijaż. A na głowę położyła coś w stylu korony zrobionej z czegoś podobnego do złotych węży, ale jak to było zrobione nie chciała zdradzić.
Magda wyglądała jak królowa Śniegu. Biała dość obszerna suknia z cekinowymi wzorami na gorsecie. Bez zbędnego makijażu, tylko pojaśniła cerę. Włosy ułożyła w eleganckiego koka. Na czubek głowy położyła jeszcze srebrny diadem. Objechała za nim pół miasta.
 Iza przebrała się za zombie. Blada twarz, krwisto czerwona szminka znajdująca się dużo ponad ustami i czarne kreski wyglądające jak łzy. Luźna biała bluzka która lekko poplamiła czerwona farba w spreju, czarna spódnica i dość dziurawe czarne rajstopy.
Ania miała przedstawiać śmierć. Długa czarna suknia obszywana koronkami. Gorset był bez rękaw, ale na to ubrała czarne koronkowe bolerko. Czarne szpilki na platformie. I jej peleryna łowczyni.
Ponadto jednak do jednego z ud przymocowała pasek do którego przyczepione miała dwa kołki, nuż i pistolet naładowany jesionowymi nabojami.

Szła tam pilnować ludzi przed Klausem a nie się bawić

~*~
Witajcie :)
Przepraszam za spóźnienie, ale ciągle mam problemy z komputerem, a do tego jeszcze doszedł internet. jestem odcięta od świata. Dziś w ogóle zaczął działać choć strasznie opornie... Nie wiem czy to sieć coś naprawia, czy komputer źle odbiera, a może jeszcze jakieś inne gówienka. 
Stwierdziłam, że nie będę opisywać Świąt, bo było by to dość nudne, mam nadzieje, że nie macie nic przeciwko temu.
No to zmykam.. Do zobaczenia :*
P.S. Nie wiem czy rozdział na pewno będzie 30.11, ponieważ nie mam pojęcia jak długo będzie działał internet. za jakiekolwiek opóźnienia już teraz najmocniej przepraszam :}

poniedziałek, 10 listopada 2014

Rozdział XIX


            Ania poczuła mocne uderzenie barkiem o ziemie. Zabrakło jej tchu. Powietrze nie chciało wejść, ani wyjść z jej organizmu.
 Prosto na nią spadło jeszcze jedno ciało. Wyższe i cięższe. Dziewczyna spojrzała prosto w niebieskie tęczówki jarzące się czerwonym blaskiem.
Udało jej się nabrać powietrza. Zrobiło jej się lżej i nad sobą zobaczyła wysoką przystojną postać. Damiana. Posłał jej przepraszające spojrzenie i ruszył na Agatę.
 W ciągu zaledwie sekundy znalazł się koło dziewczyny. Złapał ją w pasie i rzucił na ziemię. Roztrzęsiona zaczęła miotać w niego zaklęciami jakie przyszły jej do głowy. Chłopak zakneblował dziewczynie usta ręką i zbliżał twarz do jej szyi. Z gardła przestraszonej dziewczyny wydobywały się piski.
Ania rzuciła się biegiem w kierunku leżących. W ostatniej chwili złapała Damiana za ramię odciągając od Agaty.
- Przestań! – krzyknęła łamiącym się głosem.
- Przecież ona chciała cię zabić.
- Ona nie jest sobą! Przecież Klaus ją opętał. – Damian zszedł z Agaty. Ta spojrzała na nich z ziemi. Wstała, ale nie uciekała. Wpatrywała się w Anię jak zahipnotyzowana, a jej oczy po raz pierwszy tej nocy zabłysły swoim naturalnym kolorem.
- Nie będzie szczęśliwego zakończenia. Będziesz cierpieć podwójnie. – wyszeptała. W mgnieniu oka zginęła w lesie.
- To mnie przerasta – powiedziała Ania.
Damian spojrzał jej prosto w oczy. Kciukiem otarł łzy które wypłynęły z czekoladowych oczu.
- Jesteś silniejsza niż myślisz. Poradzisz sobie. – przytulił ją do siebie.
Dziewczyna znowu poczuła to wspaniałe uczucie  wzbijania się ponad ziemie. Złapała chłopaka w pasie, aby  się zabezpieczyć przed upadkiem. Ufała mu po mimo jego tajemnic które dopiero poznała. Czuła jego silne ramiona na swoich plecach. Lecieli. Frunęli w swoich obięciach.
- Tym razem mnie nie usypiaj – wyszeptała w szyje Damiana.
            Wylądowali koło brzozy przez którą Ania zawszę się wspinała do okna. Karmazynowe promienie słońca przysłaniały kłębiące się ciemnie chmury. Dziewczyna weszła na pierwszą gałąź drzewa. Odwróciła się jeszcze do chłopaka, który stał pod brzozą i wpatrywał się w nią smętnym wzrokiem.
- Dziękuje – powiedziała – I przepraszam.
Szybko wspięła się do okna i weszła do swojego pokoju. Iza jeszcze spała. Ania najciszej jak umiała wyszukała czyste ciuchy i poszła do łazienki.

           Siedziała w kuchni mieszając łyżkom w miseczce rozmoczonych płatków.
 Słońce już zawisło nad horyzontem, ale przez ciemne chmury nie było go widać. Pogoda zdawała się ze sobą walczyć. Kiedy jedna chmura odpuściła i popłynęła dalej, nagle jej się odwidziało i wracała na swoje miejsce, z powrotem zasłaniając światło słoneczne. Normalnie człowiek  nie zwrócił by na coś takiego uwagi, ale ona przecież jest inna. To ma dla niej ogromne znaczenie. Pytaniem było tylko czy to natura walczy z Klausem, czy Damian?
Damian. Kolejny problem dziewczyny z którym nie wiedziała co zrobić. Była z nim szczęśliwa. Czuła się kochana. Miłość każdy interpretuje inaczej, więc myślała, że on jeszcze nie dorósł do prawdziwej miłości, ale może uda jej się go rozkochać. Tak tłumaczyła sobie jego niechęć do bliskości. Jednak było zupełnie inaczej. To takie przykre, a może przerażające?
Teraz chciała zajmować się tylko problemem z Damianem, ale przecież nie mogła. Jest jeszcze Klaus, Agata, dziewczyny i całe miasto.
Boże! Ile ona by dała za życie normalnej dziewczyny. Za problemy związane z doborem ciuchów i skórką pomarańczy na udach.
 Jej nieprzytomny wzrok padł na sikorkę bezradnie próbującą się wzbić w powietrze, jednak silny wiatr skutecznie jej to uniemożliwiał. Ania była zupełnie jak ten ptaszek, kiedy już myślała, że uda jej się odbić od dna wracała na to samo miejsce. Nagle ptaszyna spadła z płotu. Czy ona też ma tak skończyć?
Wstała od stołu i wycofała się z kuchni by iść pomóc sikorce jednak wpadła prosto na Izę.
- Gdzie idziesz? – spytała.
- Ja… - Ma jej powiedzieć o metaforze z ptaszkiem? Nie, to głupie. – Nie ważne… do ciebie w sumie.
- Musimy porozmawiać o balu.
- Nie idę na bal – powiedziała Ania posępnie siadając z powrotem na krześle przy swojej misce.
- Jak to? Damian będzie załamany.
- Nie, myślę, że sobie z tym poradzi. To… dość trudna sprawa – Iza pochyliła się nad Stołem i uścisnęła rękę Łowczyni.
_ Myślę jednak, że powinnaś iść na ten bal – powiedziała po chwili. Ania już chciał przerywać jednak dziewczyna na to  nie pozwoliła – Ktoś musi pilnować tam porządku. Co będzie jeśli Klausowi uda się tam dostać?
- Wiesz – zaczęła Ania po chwili zastanowienia – To jest całkiem dobry pomysł. On faktycznie może się tam dostać.
- Kto ma się dostać? – do kuchni weszła mama Ani.
- Rozmawiamy o balu – odpowiedziała Iza – Kto dostanie się do konkursu na królową.
Rodzicielka brunetki uśmiechnęła się na ta wiadomość.

Moja mama jest zbyt łatwowierna, pomyślała łowczyni.


~*~
Cześć czołem! xD 
Dzisiaj rozdział stosunkowo krótki, ale mam problemy z komputerem... jednak mam nadzieje, że się Wam spodoba. Nie jestem zadowolona z dialogu dziewczyn na końcu, ale Wy to oceńcie.
Do zobaczenia :*

sobota, 1 listopada 2014

Rozdział XVIII


            Chłopak uderzył pięścią w drzwi. Zasyczał z bólu, przez parę drzazg które wbiły mu się w skórę. Pieprzone drzewo, pomyślał.
Wciąż nie mógł uwierzyć, że tak po prostu wyszła. Dziewczyna, którą darzył uczuciem jak nikogo przedtem, kobieta dla której gotowy jest się zmienić, a nawet umrzeć, po prostu wyszła. Pozostawiając po sobie słodki zapach różanych perfum, unoszący się w całym pokoju.
Każdy mięsień w jego ciele mówił mu, żeby za nią wybiegł, poleciał, śledził. Cokolwiek byle jej nie zostawiać samej. Ale przecież ona tego nie chce. Powiedziała, że to koniec.
Jednak wampirzy zmysł nie dawał mu spokoju. Przed oczami widział przeróżne, straszne sytuacje. Krzyk, srebrne światło, śmiech.
            Damian zerwał się z łóżka. Podbieg do okna i skoczył. Ogromna sroka wzbiła się w powietrze, a jej skrzek rozdarł cisze nocy.

            Wysoka zakapturzona postać poruszała się bezszelestnie w gąszczu drzew. Na jej ramieniu siedział czarny jak węgiel kruk. Kraczał coś do ucha postaci a ta przytakiwała co jakiś czas.
W końcu zobaczyła swój cel. Po szosie szła dziewczyna w wiszącej krzywo czarnej pelerynie. Co jakiś czas podciągała nosem. Jej kręcone, brązowe włosy były poplątane i wpadały jej do ust. Obcasy jej czarnych kozaków dudniły z każdym krokiem na asfalcie, który dziś wyjątkowo był odśnieżony. Zupełnie jakby wiedział co ma się wydarzyć i chciał tym samym sprawiać większy ból.
Zakapturzona postać przesunęła się za drzew specjalnie łamiąc gałązkę, która wydała głośny trzask.

            Ania zatrzymała się w pół kroku. Słyszała trzask. Na pewno coś trzasnęło, ale czy możliwe, że to jakieś zwierze?
Nagle za wielkiego dębu pomału zaczęła wychodzić zakapturzona postać. Po sylwetce i stylu poruszania można stwierdzić, że to kobieta. Przystanęła patrząc prosto w oczy brunetki.
- Miło cie znowu widzieć – powiedziała głosem tak znajomym a zarazem obcym – Cieszymy się, że jednak przyszłaś sama.
- Kim jesteś? – spytała Ania, bojąc się, że jej obawy są słuszne.
- Ohh. Takich rzeczy ofiary zazwyczaj dowiadują się tuż przed śmiercią, ale dla ciebie mogę zrobić wyjątek – blade dłonie sięgnęły do kaptura zdejmując go powolnie.
            Ania zobaczyła jak z przerażającej postaci wyłania się blada, słodka dziewczyna. Agata.
- O Boże – wyszeptała. Widząc jej niebieskie tęczówki pełne nienawiści i czerwonego błysku.
- Przerażona?
- Skąd… - odpowiedziała Ania. Spodziewała się, że Klaus będzie chciał zgarnąć Agatę, ale miała nadzieje, że jednak go ubiegnie. Choć po "śnie" Madzi nie była już tego tak pewna. – Gdzie jesteś Klaus? Wiem, że jesteś tu razem z nią!
            Wielki kruk który znajdował się na ramieniu Agaty zakraczał głośno. Wzbił się w niebo i zniknął w ciemności nocy.
- Oh… kochanie, oczywiście, że jestem. – za pleców łowczyni zabrzmiał niski chrapliwy głos.
Ania odwróciła się w tamtą stronę.
W jej kierunku spokojnie kroczył Klaus. Długie brązowe włosy niezgrabnie otulały jego twarz. Czarna koszula idealnie opinała się na jego klatce piersiowej. Atłasowe ciemne spodnie znajdowały się na jego długich nogach. Mrocznego charakteru dodawała mu czarna skórzana peleryna sięgająca jego łydek. Jej wielki kołnierz przyozdobiony był ćwiekami w kolorze jasnego beżu.  Dziewczyna mogłaby przysiądz, że zrobione zostały z kości. Jego twarz oszpecały liczne blizny i brak połowy nosa. Pokazał swoje żółte zęby w krzywym, ale triumfalnym uśmiechu.
- Tak się cieszę, że cię widzę – powiedział przybliżając się jeszcze bardziej.
- Bez wzajemności – odpowiedziała Ania starając się, żeby zabrzmiało to dość normalnie, ale jednak drżała ze strach przed nim. – Więc postanowiłeś nie czekać na swoją śmierć i przyszedłeś się z nią spotkać już teraz?
- Oj jej… aż tak mnie nie lubisz? – zapytał drwiąco – Szkoda tylko, że to nie ja dzisiaj umrę… Wiesz, nie mam czasu, żeby zajmować się takimi śmieciami jak ty, ale moja kochana Wiedźma z pewnością to zrobi. – Wskazał ręką na Agatę, która zaczęła iść w ich kierunku.
Ania spojrzała na dziewczynę, zdążyła już założyć na głowę kaptur. Szła pewnym siebie krokiem.
- Nie możesz… - odezwała się Łowczyni do Klausa, ale ten już zniknął.
Przecież nie może walczyć z Agatą. Nie zabije swojej koleżanki. Nie może tego zrobić. Klaus wiedział jak ją pokonać, wiedział, że nie będzie walczyć z niewinną.
            Dziewczyny stały w odległości zaledwie pięciu metrów. Peleryna Agaty zaczęła łomotać od podmuchów siły, którą zbierała w sobie do ataku i którą tylko ona mogła odczuć. Uniosła ręce ku górze łącząc ze sobą palce nad głową. Mamrotała coś pod nosem w nieznanym języku. Wzniosła się pół metra nad ziemię i spojrzała z nienawiścią na Anie.
- Air! Suffocat eam! – wykrzyknęła, zamaszystym ruchem kierując ręce w stronę zdekoncentrowanej brunetki. Z dłoni Czarownicy wypłynęły strugi srebrnego światła.

Przed oczami Ani  widniała tylko unosząca się w powietrzu postać Agaty i srebrne światło lecące prosto w jej stronę… z jej ust wydarł się przeraźliwy krzyk.

~*~
Witajcie :) Nieobecność na blogu była bardzo długa, ale jestem z nową dawką emocji. Ten rozdział pomimo, że krótki był pisany bardzo długo z powodu braku weny. jednak mam nadzieje, że się Wam spodoba :) Co myślicie o Ani i Damianie, powinni być razem czy nie? A co z Agatą?
A po za tym jak Wam minęło Hallowen? Były cuksy?
Już Wam nie zawracam głowy. Do zobaczenia 10 listopada xD